czwartek, 21 listopada 2013

Imprimatur Monaldi i Sorti ( czyli kto chciał zwycięstwa Turków pod Wiedniem)

Jest wrzesień 1683 rok. Oczy całej Europy zwrócone są na Wiedeń. Waży się być albo nie być chrześcijańskiej Europy, a może nawet świata. U bram miasta stoją Turcy. Innocenty XI modli się za powodzenie ofensywy, na której czele stoi polski król Jan III Sobieski.
Tymczasem w pewnej rzymskiej gospodzie z powodu śmierci jednego z podróżnych i podejrzenia dżumy kilka osób zostaje odizolowanych od świata. Zamknięci w murach gospody ciężko znoszą kwarantannę. Jakby tego było mało, zdarza się kolejny wypadek. Na tajemniczą chorobę zapada właściciel gospody. W obawie przed zaostrzeniem warunków odosobnienia goście ukrywają kolejny przypadek choroby. Opat Atto Melani wraz z pomocnikiem właściciela gospody rozpoczynają w tajemnicy przed pozostałymi śledztwo w sprawie wyjaśnienia tajemniczej śmierci podróżnego (dżuma czy otrucie) oraz niewytłumaczonego zachorowania właściciela gospody (upadek czy pobicie). Wówczas okazuje się, iż żaden z nich nie jest tym, za kogo się podaje, a dochodzenie prowadzone za pomocą tajemniczych poszukiwaczy relikwii w rzymskich podziemiach ujawniają prawdę o intrygach finansowych i spiskach politycznych. Na jaw wychodzą fakty, które rzucają nowe światło na wydarzenia sprzed wieków. Okazuje się, że nie zawsze, ci których historia uznała za obrońców idei tymi obrońcami byli.
Jeśli receptą na poczytną powieść jest historyczne tło, znane nazwiska, zdarzenia osnute tajemnicą, mnożące się zagadki, pobrzmiewające w tle echa skandalu, choćby sprzed paru wieków, to Imprimatur stworzone zostało zgodnie z ową receptą.
Czytając, nie mogłam oprzeć się wrażeniu podobieństwa pomysłu Imprimatur do Imienia róży Eco. Zarówno historyczne tło, jak i autentyczne postaci, osoba prowadzącego dochodzenie opata oraz jego młodego pomocnika zauroczonego piękną dziewczyną. No i labirynt. Tutaj labirynt podziemnych przejść pod sercem Rzymu. A do tego akcja podzielona na części (tutaj na dni, w Imieniu róży na pory dnia).
Pewne podobieństwo też wykazuje Imprimatur do powieści Dana Browna, tyle, że nie sądzę aby wzbudzała ona aż tak silne emocje. Niewielu oburzy podważanie świętości papieża Innocentego XI na tyle, aby zaliczyć powieść do obrazoburczych.
Mimo tych podobieństw Imprimatur (oznaczające w kościelnych publikacjach pozwolenie na druk i aprobatę władz) nie jest kompilacją obu wyżej wymienionych powieści.
Autorzy Monaldi i Sordi - para dziennikarzy przez kilka lat zbierała w różnych archiwach i bibliotekach materiały historyczne, których analiza stanowi tło powieści. Próba rozliczenia się z pewnym etapem historii jest bowiem podłożem jej napisania. Wykorzystując w powieści zgromadzoną wiedzę autorzy wplatają fikcyjne wątki w celu uatrakcyjnienia przekazu. Czy im się to udało? – musicie ocenić sami. Moim zdaniem tak. Powieść historyczna, która należy do moich ulubionych gatunków ma pobudzić zainteresowanie opisywanym okresem dziejów i jego bohaterami. Powieść nie ma zastępować podręcznika historii, ale pomóc zrozumieć pewne jej mechanizmy. A jeśli jeszcze autorzy posiadają dar przeniesienia w czasie, przekazania klimatu zarówno epoki, jak i miejsca to czytanie sprawia tym większą przyjemność.
Dodatkowym atutem jest dla mnie opis podziemnego Rzymu z gąszczem poplątanych labiryntów, wysp, zbiorników wodnych, z jego tajemniczymi mieszkańcami, z włazami, które prowadzą a to na Piazza Navona, a to pod Panteon, a to pod dom papieskiego lekarza.
Poza historią wyłaniającą się z kart powieści mamy bogaty rys obyczajowy. Opisy strojów, gospody, postępowania w przypadku epidemii, mieszkańców podziemi i najbardziej barwne opisy sztuki medycznej, które brzmią równie archaicznie, choć nie tak drastycznie, jak wstawianie chorego do pieca na trzy zdrowaśki są niezwykle interesujące.
Nie wiem, na ile autentyczne są opisy serwowanych w gospodzie potraw, ale czytanie ich pobudza kubki smakowe na tyle, iż należałoby sobie przygotować na podorędziu odpowiedni zapas kanapek.
Tajemnice, intrygi, autentyczni bohaterowie i Rzym, moje ukochane miasto w jego barokowej oprawie to wszystko sprawiło, iż czytałam z dużą przyjemnością. Książka odpowiada na pytanie, komu zależało na zwycięstwie Turków pod Wiedniem i jest to odpowiedz (dla mnie) zaskakująca. Czy prawdziwa? Należałoby pogłębić temat. Nie będę jej zdradzać zachęcając zwolenników powieści historycznej do sięgnięcia po książkę.
Moja ocena 5/6
Do książki dołączona jest płyta z muzyką barokową. Muzyka odgrywa bardzo dużą rolę w treści książki. Niestety nie było mi dane jej posłuchać, gdyż książkę wypożyczyłam z biblioteki.
Gdyby ktoś był zainteresowany tematem polecam opinię Bazyla skrajnie odmienną od mojej. Myślę, że dobrze przeczytać różne opinie, aby podjąć decyzję, czy wam się może spodobać, czy raczej sobie odpuścicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz