czwartek, 28 marca 2013

Samuraj - Shūsaku Endō


Shūsaku Endō nie jest wyznawcą ani shintō , ani buddyzmu. Jest chrześcijaninem i z tej pozycji opisuje Japonię. W „Samuraju”  nawiązuje do wydarzeń z XVII wieku, kiedy na pokładzie San Juana Bautisty, pierwszego japońskiego galeona zbudowanego na wzór europejski, Tsunenaga Hasekura wyrusza z poselstwem do Hiszpanii i samego papieża. Chociaż nazwa statku nie wyróżniała się w tamtych czasach, to wysłać samurajów w podróż na statku o dźwięcznej nazwie Jan Chrzciciel zakrawa na ironię. Ale czyż nie często tak z nas pokpiwała historia?

„Samuraj” nie jest książką tylko o dzielnym samuraju zwanym Hasekura Rokuemon, któremu mimo niskiego stanu powierzono ważne poselstwo, będące oznaką poważania, a może wręcz przeciwnie- nadzieją na samoistne rozwiązanie problemów. To książka także o kapłanie Velasco z zakonu Świętego Pawła, którym targają ludzkie namiętności i żądze władzy i biskupstwa japońskiego. To historia o tym, jak na twardej duchowo japońskiej ziemi starano się zasiać ziarno chrześcijaństwa, a potem ją zdobyć, ujarzmić i zmienić chociażby na podobieństwo ziemi północnoamerykańskich Indian. Nie ma dwóch bardziej różnych bohaterów niż tytułowy samuraj i misjonarz Velasco. Ten pierwszy- zamknięty w sobie, trzymający na wodzy emocje, niepoddający się tak łatwo pokusom, wierny swojemu panu. Ten drugi- kipiący od emocji, od gniewu, sprzeciwiający się zwierzchnikom kościelnym, gotowy po trupach dojść do swojego celu.
Podróż ta dla samuraja jest podróżą także w znaczeniu symbolicznym. Zderzenie innych kultur, światów, będzie miała wpływ na jego światopogląd i zrewiduje to, w co dotąd głęboko wierzył, poruszy tymi podwalinami, które wydawały mu się tak solidne.

Mimo, iż mentalnie postać padre Velasco powinna mi być bliższa, to wcale nie była. To ten milczący samuraj, do końca zdeterminowany, aby najlepiej wykonać swą misję, nie dla korzyści własnych, ale dlatego, że taki otrzymał rozkaz od swego pana, był dla mnie ważniejszą postacią.

Czy powieść mi się podobała? Mam mieszane uczucia. Dobry jest język i narracja z punktów widzenia różnych bohaterów. Z zainteresowaniem też przeczytałam historię osnutą na kanwie prawdziwego zdarzenia, ale to książka o podróży, z Japonii wyruszamy i do niej wrócimy po latach, ale sama wędrówka opisana jest nierówno. Początkowa część do Acapulco przedstawiona jest bardzo szczegółowo, natomiast sam powrót przez Hiszpanię i Rzym już bardzo pobieżnie, jakby autor spieszył się do domu i do przedstawienia wyniku tej wyprawy. Nie trudno przewidzieć jej koniec, jeśli wiemy, że wyprawa miała miejsce tuż przed zamknięciem się Japonii na wszelkie kontakty z  zachodem. Wolę opowieści o Japonii, które dzieją się w Japonii, gdzie mogę wejść do wiosek, dworów, pałaców rozkoszy, gdzie toczą się walki i katana świszczy w powietrzu. Problematyka zderzenia się japońskiej i chrześcijańskiej kultury interesuje mnie już mniej, a że już wiem, że takim nurtem płynie proza Shūsaku Endō, to raczej wątpię, abym w najbliższej przyszłości skusiła się na kolejną jego książkę. Ot taka prywatna preferencja.

Notka pochodzi z Myśli Czytelnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz