środa, 7 sierpnia 2013

Quattrcento Susana Fortes

Zanim zakupiłam książkę, nie wiedziałam o niej prawie nic, poza tym, co mogłam wyczytać z notki wydawcy i poza tym, co mógł sugerować tytuł. To jednak wystarczyło, abym poczuła nieodparty imperatyw nabycia Quattrocento.

26 kwietnia 1478 roku, w piątą niedzielę po Wielkanocy mało brakowało, by historia włoskiego renesansu, a może nawet całej Europy, potoczyła się inaczej. Przy głównym ołtarzu katedry florenckiej zgromadziła się owego ranka znamienita i harda miejscowa szlachta pod przewodnictwem niekwestionowanego mocarza Republiki, Lorenza de Medici, zwanego Il Magnifico. W kulminacyjnym momencie mszy, kiedy kapłan podniósł kielich z poświęconym winem, spiskowcy wyciągnęli ukryte pod płaszczami sztylety i rzucili się na rodzinę mecenasa.

Ta historia nie jest literacką fikcją, ta historia zdarzyła się naprawdę. Kiedy pomyśli się, jak niewiele brakowało, aby historia potoczyła się inaczej, to po raz kolejny uświadamia się sobie, jak ogromny wpływ na losy człowieka, a nawet całych społeczności może mieć przypadek (fatum). Strata jednego istnienia w kontekście historii nie znaczy zbyt wiele, jednak strata kogoś, kto wywarł takie zasługi dla renesansowej Florencji i renesansowej Europy mogłaby odwrócić bieg historii, albo opóźnić go o kilka dziesięcioleci.
Quattrocento oznacza epokę sztuki, której początek miał miejsce w 1400 r. Książka opowiada historię śledztwa prowadzonego przez hiszpańską doktorantkę Anę, która prowadząc badania na temat jednego z piętnastowiecznych malarzy florenckich próbuje rozwiązać tajemnicę spisku. Spisku, w efekcie którego życie stracił Giuliano de Medici a Florencja spłynęła krwią ofiar i ich zabójców.

Zamierzałam go zapytać, jak to możliwe, że w epoce odnowy naukowej i ponownych narodzin rozumu i wiary w człowieku doszło do tak skrajnego barbarzyństwa [chodzi o masakrę w katedrze, która zdecydowanie prześcignęła w brutalności i zaciekłości wszystkie inne okrucieństwa]. Przypomniałam sobie jednak okropności wojny w Iraku, z którymi przyzwyczaiłam się jeść śniadanie każdego ranka czytając prasę, i doszłam do wniosku, że nikt w dzisiejszych czasach globalnego cmentarza nie ma prawa oburzać się z powodu aktu przemocy popełnionego ponad pięć wieków temu.

Akcja książki prowadzona jest dwutorowo. Uczestniczymy razem z Aną i jej promotorem Gulio w badaniach naukowych nad obrazem Madonny z Nievole, którego ukryte znaki, tajemne symbole mogą stanowić klucz do rozwiązania zagadki, kto stał za zbrodniczym zamachem we florenckiej Santa Maria del Fiore. Ale już za chwilę zostajemy przeniesieni pięć stuleci wcześniej do pracowni przy via Ghibelina, aby wraz z Lucą, młodym uczniem, znanego renesansowego malarza (powołanego na potrzeby powieści) nabywać doświadczenia w trudnej sztuce malowania obrazów i jeszcze trudniejszej sztuce życia.
Obok portret Guliano de Medici pędzla Bronzino
Książkę można nazwać powieścią detektywistyczną z historią w tle.
Autorkę (z wykształcenia historyka) do napisania powieści zainspirowały niedawne odkrycia naukowe, zgodnie z którymi za spiskiem na Medyceuszy obok papieża Sykstusa IV i przedstawicieli możnego rodu Pazzich stał inspirator, któremu przez ponad pięćset lat udało się pozostać w cieniu, człowiek, którego portret namalowany przez jednego z najwybitniejszych malarzy renesansu wisi w Galerii Uffizi. Oczywiście nie zdradzę jego nazwiska, aby pobudzić ciekawość tych, których pasjonują historyczne opowieści i naukowe odkrycia a do tego nutka tajemnicy.
Książka wspaniale oddaje klimat piętnastowiecznej Florencji nie tylko poprzez topograficzne odniesienia, ale także poprzez opis zwyczajów jej mieszkańców i historycznych wydarzeń. Czytając miałam przed oczyma między innymi; wnętrze Katedry Florenckiej, w której dokonano kwietniowego zamachu, warsztaty mistrzów malarskich na via Ghibelina, gdzie bywali Verrocchio, Botticelli, Leonardo da Vinci, Pallazzo Medici świadka spotkań najwybitniejszych umysłów epoki, a także Pallazzo Della Signoria, z którego okien spuszczono doczesne szczątki zabójców.
Ana odkrywając potencjalnego inicjatora spisku oraz motywy jego działania, odkrywa też implikacje, jakie mogą wywołać we współczesnym świecie powiązania pomiędzy wysłannikami Watykanu, bankierami oraz tajemniczymi średniowiecznymi organizacjami. Wszystko to stanowi jedynie pretekst do ukazania ludzkiej żądzy władzy oraz pieniądza.
Książka wciągnęła mnie od pierwszej strony i trzymała w napięciu niemal do samego końca. Niestety zakończenie moim zdaniem jest nieco słabsze, poprzez wprowadzenie nie służącemu treści akcji wątku romansowego.
Autorka chcąc zapewne uczynić historię zauroczenia Any profesorem, bardziej niezwykłą i poetyczną wprowadziła do opisu zdania wielokrotnie złożone. Kiedy czytałam jedną stronę kilkakrotnie nie mogąc zrozumieć treści odkryłam, iż jedno zdanie zajmuje całą stronę. Pokusiłam się nawet o policzenie wyrazów; było ich 205 w jednym zdaniu. A takich zdań pod koniec opowieści autorka serwuje nam kilka. Uważam, że niczego nie tracąc można opuścić tę część opowieści.

Poza tym jednym mankamentem uważam, iż jest to bardzo ciekawa książka.
Mnie zauroczyły także opisy malarskie; wyrobu farb, przygotowania warsztatu, tworzenia oraz zmysłu obserwacji.

Malarz porusza się wśród pigmentów barw płynnie jak duch. Sam rozdrabnia korę, cynober, malachit, ziemię, ziarna, żeby otrzymać dokładnie ten odcień, którego pragnie; żółtą ochrę, roślinną czerń, biel ołowiową… zupełnie jak młynarz. Zna najlepsze oleje, z nasion lnu i orzechów, wie, jakie drewno powinien wziąć na deski, zależnie od rodzaju gruntowania. Powleka je mastyksem i oczyszczoną terpentyną, daje dwie, trzy warstwy aqua vitae, w której uprzednio rozpuścił trochę arszeniku, następnie stosuje gotowany olej lniany tak by dotarł do wszystkich szczelin, i zanim ostygnie przeciera deskę szmatą do sucha. Na to nakłada płynny biały werniks, a potem przemywa uryną. Malarz może zajmować się godzinami tą rzemieślniczą pracą, a jednocześnie jest czarodziejem, który chwyta trajektorię ruchu obserwując jedynie nachylenie światła nad płótnem.

Moja ocena 5/6

1 komentarz:

  1. Zdecydowanie moje klimaty, szkoda tylko że twierdzisz iż zakończenie jest słabe, ale patrząc na ocenę tp chyba jednak warto sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń