niedziela, 30 czerwca 2013

Hanulka Jozy - Květa Legátová


„Hanulka Jozy” Květy Legátovej kończy żelarski cykl. Ta historia nie weszła do zbioru opowiadań „Żelary”. Trudno powiedzieć, czy dlatego, że się nie zmieściła, czy po prostu dlatego, że w jako jedynym opowiadaniu narratorem jest osoba z zewnątrz, niemieszkająca w Żelarach.

Czasy II wojny światowej w Protektoracie. Eliszka jest młodą, obiecującą lekarką pracującą w brneńskim szpitalu. Oprócz chirurgii zaangażowana jest również w działalność ruchu oporu. Niestety siatka zostaje zdemaskowana i jej członkowie muszą się ukryć, w tym sama Eliszka. Dostaje polecenie udania się pod przybranym nazwiskiem do Żelar, do domu jednego ze swoich pacjentów, którego ocaliła i  z którym wiąże ją szczególna nić porozumienia. Tam, w górskiej, zabłąkanej przy słowackiej granicy wiosce, ma poślubić Jozę. Sytuacja wydaje się ją kompletnie przerastać, bo właśnie skończył się jej gorący romans z uzdolnionym, ale żonatym, lekarzem Richardem, a rana jest wciąż jest jeszcze świeża i krwawi. Poza tym, czym innym jest niezobowiązująca szpitalna znajomość, a czym innym poślubienie obcego, prostego człowieka. Joza, którego tak lubiła w szpitalu, zaczyna się jej jawić jako nieokrzesany prostak, o którym nawet nie potrafi już myśleć z sympatią, czy darzyć go, jak wcześniej, jakimkolwiek cieplejszym uczuciem, a przerażenie narasta, gdy dowiaduje się o jego niezwykłej sile i o tym, że nosi etykietkę wiejskiego głupka. Eliszka, dziecko miasta, jako Hana Novakova wkracza do Żelar i po trudnym początku, zaskakując samą siebie, zaczyna kochać wioskę i okolice, a także samego Jozę. Pomocnik kowala, mieszkający wcześniej w komórce dla kóz, zwykły wiejski osiłek, przechodzi transformację w oczach Hanulki, w nim odnajduje oparcie i zrozumienie, a także przyjaźń i w końcu miłość. To właśnie Joza pozwala jej odnaleźć swoje prawdziwe ja, gdzieś tam stłamszone i zagubione w dzieciństwie.
Chałupa Jozy i Hanulki - źródło
Wydawałoby się, że to banalna historia, ale to tylko pozory . Květa Legátova znowu zaczarowała słowo i przemieniła opowieść w piękną i czystą prozę. Krótkie, proste i oszczędne zdania opisujące relacje pomiędzy Jozą i Hanulką, podkreślają tylko niezwykłość i czystość rodzącego się uczucia. Autorka nie pisze o tym wprost, nie musi, po sposobie w jaki opisuje ich dni, nie mamy wątpliwości, że to, co ich łączy jest wyjątkowe. Same Żelary znowy są twarde, pełnokrwiste, niecepeliowskie.
Niezwykłe malarskie opisy okolicy chwytają za serce, a niesztampowe zakończenie to mały majstersztyk.
Hanulka - źródło 
Kvěcie Legátovej znowu udało się mnie zachwycić. Żałuję bardzo, że Autorka, która dopiero w  jesieni życia zasłynęła na cały świat, zmarła w zeszłym roku i nie będzie mi już dane przeczytać kolejnej opowieści napisanej jej ręką. Jej miłość do otaczającej przyrody, którą potrafi tak pięknie przekazać w swoich tekstach, jej niezwykła zdolność do obserwacji ludzi i pogłębione psychologiczne portrety bohaterów, są jej ogromnym atutem, a „Hanulka Jozy” jest przepiękną wisienką na żelarskim torcie.
Joza - źródło 

Film "Żelary" z 2003 roku w reżyserii Ondřeja Trojana, nominowany do Oscara, w którym wymieszano wątki z dwóch ksiazek Legátovej, również jest warty obejrzenia. Węgier György Cserhalmi w roli Jozy był bardzo przekonujący, a fakt, że nie zna czeskiego i cała miłosna gra pomiędzy nim, a Aňą Geislerovą (Hanulką) była wręcz intuicyjna, dodaje smaczku całemu filmowi. Sama oddałabym takiemu Jozie moje serce we władanie. Piękny, poruszający, z cudownymi plenerami i zdjęciami, ze świetną muzyką, genialną grą aktorską, ale polecam najpierw przeczytać “Żelary”, później “Hanulkę Jozy”, a na koniec zobaczyć film. 




sobota, 29 czerwca 2013

Iskra życia - Erich Maria Remarque


Czasami ktoś mnie pyta, dlaczego wśród moich lektur jest tak dużo literatury obozowej, czy też dotyczącej Zagłady. Nie potrafię odpowiedzieć inaczej, jak „Aby pamiętać”. Jestem też głęboko przekonana, że pamiętając wypełniam swoją powinność wobec tych, którzy ginęli w obozach pracy, w obozach koncentracyjnych, łagrach. Jestem dłużnikiem milionów, które straciły swoje życie i chociaż tyle mogę dla nich zrobić – pamiętać. Często sięgam po świadectwa tych, którzy przeżyli, ale czasami także po fikcję literacką. Z czystym sumieniem mogę napisać, że „Iskra życia” Ericha Marii Remarque’a jest jedną z najlepszych fikcji literackich dotyczącą obozowej tematyki, jaką miałam okazję trzymać w ręce. Niemiec, nie będący również Żydem, o zapatrywaniach antynazistowskich,  stworzył głęboko poruszające dzieło o codzienności w obozie w Mellern w 1945 roku, a także w sąsiadującym miasteczku, na kilka tygodni przed wyzwoleniem. Autor wojnę spędził w Ameryce, pisząc więc książkę opierał się wyłącznie na zeznaniach ocalałych i świadków. Chylę czoła, bo udało mu się to zrobić genialnie, aż trudno uwierzyć, że to nie on siedział w jednym z baraków w Mallern.

Przewodnikiem po obozie jest więzień o numerze 509, w książce nazywany kościotrupem, w życiu przedobozowym Friedrichem Kollerem, a życia pozaobozowego komendant obozu Bruno Neubauer SS-obersturmbannfuhrer. Więzień numer 509 pokazuje nam, jak ważna jest najmarniejsza skórka chleba, oszczędzana woda, miejsce w baraku do spania, umiejętność niknięcia w tłumie, udawania trupa, a wszystko to po to, aby przeżyć. Z drugiej strony, dla kontrastu,  mamy życie komendanta obozu, który jest jednym z najgorętszych zwolenników partii Hitlera, ale sam siebie uważa za dobrego. Czyni przecież to, co mu rozkażą i taki ma obowiązek. Prywatnie niewierny mąż, właściciel gazety i domu handlowego, miłośnik królików i kwiatów, który już dawno zapomniał o tym, że więźniowie w obozie są ludźmi, takimi samymi jak on sam. Opisywane dni są wstrząsającym zapisem obozowej codzienności i zezwierzęcenia SS-manów, kapo i blokowych, pełnym brutalnych scen. W miejscu takim jak Mallern jedni ludzie byli bierni, walczący tylko o zakrzyczenie żołądka bez troski o dobro drugiego człowieka, drudzy mieli na uwadze także współwięźnia, sąsiada z pryczy, kogoś, kto im pomógł lub kogoś, o którego, w ich mniemaniu, po prostu trzeba dbać. Ta iskra życia, która tli się w nich warta jest podtrzymywania za każdą cenę.
Nie czyta się łatwo, jednak tło, język, a także świetnie skonstruowane postaci powodują, że chociaż nie raz ma się ochotę zamknąć oczy, to czyta się dalej, niemal z zapartym tchem. Bo tak właśnie pisze Remarque – przejmująco i bardzo obrazowo, a emocje kipią tuż pod powierzchnią.

Remarque, jako przeciwnik wszelkiej władzy totalitarnej, przeciwstawił się w swojej książce nie tylko nazizmowi, ale także komunizmowi. To właśnie sceny z udziałem obozowych komunistów powodowały, że po moich plecach przechodziły ciarki. Ludzie ginęli z głodu i chorób, a oni czując bliskość frontu, już się organizowali, planowali swoje życie na czas po wyzwoleniu, ukrywali swoich i pomagali tym, którzy mogli być dla nich przydatni. Jakże przerażające jest to, że będąc więźniami jednej władzy totalitarnej planowali wprowadzenie kolejnej, swojej. Nie kryli się z tym, że ludzie niebędący ich sojusznikami dostaną zapewnie kulkę w łeb lub zostaną zamknięci w obozach. Niczym nie różnili się od swoich prześladowców, niczego się nie nauczyli. Jakie to straszne.

„Iskra życia” Remarque’a to świetna książka, makabryczna, oburzająca, niezwykle esencjonalna, z gatunku tych, których się nie zapomina, nie tylko ze względu na opisywaną historię.

niedziela, 23 czerwca 2013

Karol Bunsch – Bracia


Karol Bunsch
Bracia
Wydawnictwo Literackie, 1978

Starania pierwszych polańskich książąt, Mieszka i Bolesława, zostały uwieńczone sukcesem: w roku 1025 na głowę Chrobrego została wreszcie włożona korona królewska. Radość z uznania Polski równorzędną innym państwom chrześcijańskim została jednak wkrótce przygaszona przez śmierć króla. Następcą wielkiego Bolesława mianowany był Mieszko, syn ukochanej Emnildy, z pominięciem pierworodnego, a niechcianego Bezpryma, zrodzonego z księżniczki węgierskiej. Oprócz silnego, uformowanego państwa, zostawił więc Chrobry Mieszkowi w spadku zarzewie buntu i rozdwojenia w osobie starszego brata.
Czwarta część cyklu rozpoczyna się w chwili śmierci Bolesława. Szybka koronacja Mieszka i wygnanie buntujących się braci, Bezpryma i Ottona, miało zapobiec osłabieniu kraju i wtrącaniu się cesarstwa w jego wewnętrzne sprawy. Niestety, obecność książąt poza Polską stała się raczej powodem niepokoju i przyniosła wiele złego. Mieszko, wychowany na władcę światłego i wykształconego, nie potrafił utrzymać pozostawionego mu terytorium, wolał oddać niektóre dzielnice niż wdawać się w nierówną walkę z silniejszym przeciwnikiem. Zabrakło mu zdecydowania i siły ojca, by zdusić knowania w zarodku, zabrakło też doradców na miarę Zbrozły i Stoigniewa, przez co borykał się z konkurentami do tronu przez całe swoje dziewięcioletnie panowanie i sterał siły w niepotrzebnej walce o utrzymanie statusu Polski. Aby zapobiec takim sytuacjom na przyszłość, dość szybko ustanowił swoim następcą Bolka, pierworodnego, nieślubnego syna, młodszego Kazimierza przezornie oddając do klasztoru. Początkowo wydaje się, że to dobre posunięcie. 

Czytaj dalej...

środa, 19 czerwca 2013

Isabel Allende - Inés, pani mej duszy

Isabel Allende
Inés, pani mej duszy
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA S.A. Warszawa 2008


Inés, pani mej duszy należy do obecnego w literaturze od dawien dawna i zawsze chyba popularnego wśród czytelników nurtu powieści historycznej. Sama chętnie czytuję książki z tego gatunku, choć zdecydowanie wolę takie, których akcja w całości osadzona jest w przeszłości, aniżeli modny i dość licznie reprezentowany ostatnimi laty miszmasz historii z teraźniejszością. Powieść pani Allende należy to tych pierwszych, a dodatkowym plusem jest dla mnie pewna unikatowość historycznego tła, na którym rozgrywa się akcja Inés..., bo nigdy wcześniej nie czytałam żadnej fabularnej książki o chilijskiej konkwiście. Przyznaję zresztą, że nie czytałam również żadnej naukowej poświęconej tej tematyce, więc nie jestem w stanie ocenić, na ile Isabel Allende wierna jest realiom epoki i wydarzeń, które opisuje, ale sama autorka zapewnia, że napisanie powieści poprzedziła czteroletnimi studiami materiałów źródłowych z tego i o tym okresie, co pozwala wierzyć, że powieść nie zawiera przekłamań co do głównych i podstawowych faktów z przeszłości.
Prawdziwe w tej powieści są postaci głównych bohaterów; tytułowa Inés Suárez i Pedro de Valdivii, ale przez jej karty przewija się też wielu bohaterów drugiego i trzeciego planu, którzy żyli naprawdę, mieli swój udział w kolonizowaniu Ameryki Południowej i zakładali współcześnie istniejące na tym kontynencie kraje, jak chociażby konkwistadorzy Peru bracia Pizarrowie, dwukrotny gubernator Chile Rodrigo de Quiroga, pierwszy biskup Chile Rodrigo Gonzales Marmolejo i wielu innych (również indiańscy wodzowie, np. Michimalonco). Udokumentowanych w historycznych źródłach jest też wiele wydarzeń, opisanych w książce, np. to, że jako pierwszy na terytorium dzisiejszego Chile zapuścił się Diego de Almagro, albo to, jak zaraz na początku istnienia Santiago atak tysięcy Indian Mapuczów odparty został przez garstkę hiszpańskich obrońców. Wśród nich była też Inés, a w powieści odegrała nawet kluczową rolę w tej bitwie. Zanim jednak do tego doszło, musiała przebyć daleka drogę tak w sensie dosłownym, jak i w przenośni.

niedziela, 16 czerwca 2013

Karol Bunsch – Rok tysięczny


Karol Bunsch
Rok tysięczny
Wydawnictwo Literackie, 1978

Trzecia część cyklu piastowskiego, Rok tysięczny, opowiada o wydarzeniach po śmierci Mieszka I, aż do zjazdu w roku tysięcznym. Bolesław jest już mężem dojrzałym, świadomym celu, jaki chce osiągnąć, i środków, których musi użyć. Przejęcie książęcego tronu nie odbywa się jednak bez problemu. Oda, druga żona Mieszka, pragnie władzy dla swoich dwóch żyjących synów. Nie cofa się przed użyciem podstępów, skrytobójstwa, niemieckich wojsk czy wreszcie własnych wdzięków, by uzyskać pomoc wojskową i polityczną i zabezpieczyć udział młodego Mieszka we władzy. Bolesław musi szybko podjąć ważne decyzje, odłożyć odzyskanie traconych ziem na później, by teraz skupić się na pokonaniu mącącej Ody i jej popleczników. Powieść skupia się na walce o władzę i koronę. Przez wojnę domową i misję chrześcijańską prowadzi do punktu kulminacyjnego, jakim jest zjazd gnieźnieński w roku tysięcznym.
Walkę narodu o suwerenność i uniezależnienie ostatnich skrawków od cesarza pokazuje Bunsch przez pryzmat losów zwykłego człowieka: księcia, wojów, ich żon i dzieci, żebraków czy wygnańców – „Bóg nie stworzył narodów, jeno ludzi”. Mężowie są ciągle w drodze, ciągle walczą, do domów wstępując na chwilę, bardziej w gościnę niż by żyć i pracować. Trudno pokonać zewnętrznego wroga, ale i niełatwo znieść samotność kobiety, z trwogą czekającej na kolejny powrót męża z kolejnej niekończącej się wojny. Uniknąć wyrażenia poparcia jednak się nie da, bo „w takowej walce nikt nie może zostać na boku”. Młode jeszcze państwo znowu wstrząsane jest wojną domową, z czego korzystają sąsiedzi, najeżdżając osłabiony kraj, zagarniając jego krainy. Nie bez wpływu na polskie losy pozostają też ich działania na własnym podwórku. Książę czeski, Bolesław Rudy, zapalczywy i okrutny, zawzięty na ród Sławnikowiców, doprowadza do wyjazdu biskupa Wojciecha, syna Sławnika, z misją szerzenia chrześcijaństwa wśród pogan pruskich. Z drugiej strony jest młodziutki cesarz Otto, idealista wierzący w możliwość pokojowego współistnienia narodów, pragnący zjednoczyć je wokół siebie, pełen wiary w Kościół i świętych, dosłownie traktujący przesłanie chrześcijaństwa. I podziwiający polańskiego księcia, silnego i też marzącego o wspólnocie Słowian, ale jednak bardziej realistycznie patrzącego na drogę ku temu wiodącą. Bolesław może snuć dalekosiężne plany, ale nic by nie zdziałał bez wiernych druhów, rozumiejących jego działania i zdolnych do czynienia małych kroków ku ich realizacji. Przy jego boku stoją woje ze starych i nowych rodów: Jaskotel Awdaniec, Stoigniew Ściborowic czy Mszczuj, dawny piastun i nauczyciel wojennego rzemiosła. Wspiera go też jego żona Emnilda, niby stojąca z boku, mało widoczna, ale zdolna pokierować trudnym do przekonania mężem czy to prośbą, czy perswazją, przy użyciu argumentów.


Czytaj dalej...

piątek, 7 czerwca 2013

Karol Bunsch – Ojciec i syn


Karol Bunsch
Ojciec i syn
Wydawnictwo Literackie, 1977

Trudno rozstać się z bohaterami dawnej Polski. Dobrze, że można od razu sięgnąć po ciąg dalszy, nie przerywając poznawania procesu budowania państwa. Tom drugi cyklu piastowskiego obejmuje lata późnego panowania Mieszka i młodości Bolesława.
Odwieczny konflikt między ojcem i synem nie ominął również pierwszych polskich władców. Na tle ważnych historycznych wydarzeń oni dwaj: Mieszko, twórca państwa polskiego, przewidujący mąż stanu, dojrzały mądrością, znajomością celu, który mu przyświeca, środków, jakich musi użyć do jego realizacji i ograniczeń, jakie stawiają mu na drodze cesarstwo i papiestwo, i Bolko, silny, inteligentny, krnąbrny, butny wyrostek, któremu wydaje się, że świat cały może zawojować samą siłą. I, jak to zwykle bywa, różnica wieku i pokolenia wystarcza, żeby nie umieli się od razu dogadać, mimo że obaj dążą do tego samego celu – koronacji i zjednoczenia Słowian pod wodzą polskiego króla.
Kniaź, ciągle zajęty podnoszeniem znaczenia kraju, wspierający Kościół, odpierający zakusy terytorialne sąsiadów, prowadzący delikatną grę polityczną i balansujący na granicy pokoju i wojny, nie ma zbyt wiele czasu na przygotowanie syna do przyszłego władania. Zwłaszcza że już świeżo postrzyżony Bolko musi zostać zakładnikiem cesarskim, gwarantującym lojalność polańskiego księcia. Kilka lat oddalenia, jakie Bolko spędził w niemieckim klasztorze, utrudniło im nawiązanie bliższych relacji. Słabą więź pogłębiła jeszcze śmierć Dobrawki i poślubienie Ody przez Mieszka kilka lat później.
Bolko dorasta jako syn silnego władcy. Już jako młodzik dowodzi w bitwie, działając nie zawsze przewidująco, tracąc niepotrzebnie ludzi, ale ucząc się i przyswajając sobie umiejętności potrzebne przyszłemu władcy. W odpowiednim czasie zdoła się też wyszumieć, by wreszcie zostać statecznym, rozsądnym mężczyzną. Na szczęście Bolko jest mądrym i roztropnym młodzieńcem, doskonale rozumiejącym szerokie zamysły ojca, potrafiącym przemyśleć i przyjąć za swoją ideę zjednoczenia Słowian, a jednocześnie dostrzegać trudności występujące przy jej realizacji. Jest trzeźwo myślącym, praktycznym człowiekiem, już w młodości potrafiącym wybrać zadanie, jakie przede wszystkim musi wykonać, i odłożyć to, które rokuje słabiej.


Czytaj dalej...

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Karol Bunsch – Dzikowy skarb


Karol Bunsch
Dzikowy skarb
Wydawnictwo Literackie, 1977

Dziecięciem będąc często korzystałam z biblioteczki brata, dobrze zaopatrzonej jak na tamte czasy, gdy książki zdobywało się spod lady albo na zapisy. Trafiłam też wtedy na któryś tom cyklu piastowskiego i tak zaczęła się moja przygoda z powieścią historyczną. Do Bunscha mam więc sentyment, którego nie pokonają nawet nieco słabsze części.
Historyczny początek państwa polskiego przypada na rządy księcia Mieszka, syna Ziemomysła, z rodu Piastów. Jest to początek trudny, bo kraj, otoczony wrogami, a nie ukształtowany i słaby, potrzebuje czegoś, co go wzmocni i da siłę do walki z nastającymi nań sąsiadami. Plemiona polskie, jeszcze nie scalone wspólną ideą, gotowe w każdej chwili sprzymierzyć się z Niemcami, Wieletami czy Jaćwingami, by napaść na młode państwo, nie czują potrzeby przynależenia do jednego ośrodka, a ich przywódcy, obierani jedynie na czas wojny, nie wiedzą jeszcze, że w jedności siła i moc oparcia się silniejszym wrogom słowiańszczyzny. Pierwsze kroki na drodze do wielkości i chwały, a i spokojnego żywota ludu złączonego więzami słowiańskich korzeni, postawi Mieszko, książę silny i znający realia, świadomy czasów, w jakich żyje i środków, jakich musi użyć, by dopiąć celu. Jedynie słusznym posunięciem politycznym wydaje się polańskiemu kniaziowi przyjęcie chrześcijaństwa, i to od Czechów, by nie uzależnić się od Niemców, a i pozór napaści odebrać i we względnym spokoju władać krajem.
Bohaterowie wzbudzają różne uczucia: od podziwu, przez tkliwość, do niechęci czy wręcz żalu i współczucia. Pełno w nich emocji, którą dzielą się z czytelnikiem, pełno rozterek i niepewności, jak to w życiu bywa. Są i dobrzy, i źli, albo raczej żyjący prostolinijnie i zagubieni w nieznanym otoczeniu, nowym i dziwnym, dający się powodować słusznymi racjami albo ulegający pokusom chciwości czy władzy. Nie są wolni od błędów, nie każdy z nich też stara się błędy naprawić. Wszystko to sprawia, że są to postacie autentyczne i prawdziwe.


Czytaj dalej...