sobota, 30 listopada 2013

Saga Sigrun - Elżbieta Cherezińska

"O czym ta książka? OWikingach?" takie pytanie zadał mi jeden z moich uczniów  - rozpaczliwie czegoś szukałam w torebce, a żeby było łatwiej, to poszczególne przedmioty wykładałam na biurko, m.in. rzeczoną książkę. Trochę bezwiednie potwierdziłam, ale później, już na spokojnie dotarło do mnie, że minęłam się z prawdą. Bo co prawda występują w niej dzielni jarlowie i  ich przyboczne drużyny, ale głównymi bohaterkami "Sagi Sigrun" Elżbiety Cherezińskiej są kobiety: żony, siostry i matki normańskich wojowników.

Tytułowa bohaterka to dziecko szczęścia: ukochana jedynaczka, wypieszczona przez rodziców (szczególnie przez ojca), w wieku 16 lat wydana za bogatego i przystojnego sąsiada, jarla Regina, uwielbiana przez męża, zyskuje sobie od pierwszej chwili szacunek domowników i mężowskiej drużyny, szczęśliwa matka dwójki udanych dzieci a jakby tego było mało obdarzona niezwykłą urodą kobieta. 

Sigrun snuje swoją opowieść u schyłku życia - wspomina dzieciństwo w domu rodziców, opowiada o namiętności jaka łączyła ją z mężem, roztkliwia się nad dziećmi, które dorosły zbyt szybko, opisuje troski i radości dnia codziennego w normańskim grodzie. Jednak najwięcej w jej opowieści jest tęsknoty - za ojcem, za mężem, który przez większość czasu znajduje się poza domem, za synem od najmłodszych lat szkolącym się pod okiem wojowników, aby, gdy przyjdzie czas zająć miejsce ojca. Jej życie to ciągłe czekanie - na wieści lub na powrót najbliższych, ale również na królewskiego poborcę, przed którym trzeba ukrywać zapasy i kosztowności.

"Saga Sigrun" to pierwsza z planowanego na 6 tomów cyklu "Północna droga". Akcja powieści toczy się w północnej Norwegii w  drugiej połowie X wieku. W tle mamy wojnę domową, konflikt z Duńczykami,  wreszcie początki chrześcijaństwa na tamtych terenach. 
Elżbieta Cherezińska starannie przygotowała się do tej książki - drobiazgowo odtworzone tło historyczne i obyczajowe, szczegóły dotyczące życia codziennego, zajęć, rzemiosła, strojów czy pożywienia, plastyczny opis obrzędów religijnych, wierzeń i rytuałów - to wszystko składa się na bogaty i wielowymiarowy obraz świata i ludzi, którzy w nim żyli. 
Ogromne znaczenie ma również styl autorki - bardzo poetycki, bogaty w środki stylistyczne, a przy tym prosty i zrozumiały - nawet sceny erotyczne nie raziły topornością, nie przytłaczały fizjologią, w dużej mierze pozbawione były dosłowności, bardziej przypominały lirykę niż prozę. 

Czytanie tej książki to była wielka przyjemność. Pozostaje mieć nadzieję, że już niedługo uda mi się przeczytać kolejną część tej opowieści. 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Jerzy Edigey – Szpiedzy króla Asarhaddona

Jerzy Edigey
Szpiedzy króla Asarhaddona
Czytelnik, 1983

Jerzy Edigey (właśc. Jerzy Korycki), znany autor kryminałów z niedawno minionej epoki, oprócz opiewania sukcesów milicji obywatelskiej napisał też kilka powieści historycznych, osadzonych w głębokiej starożytności, a przeznaczonych dla młodszego czytelnika. Nieliczne zachowane źródła o tamtych dawnych czasach wymagały od autora uruchomienia wyobraźni, by ciekawie opisać i uprawdopodobnić wydarzenia. Dzięki Edigeyowi mamy więc okazję poznać zarówno dawny Babilon, Asyrię i dolinę Mezopotamii, jak i Egipt z nieco lepiej udokumentowanych czasów panowania faraonów. Tych kilka powieści przenosi nas w świat zupełnie odmienny, do ludzi o innej mentalności, różnych od naszych potrzebach i pragnieniach, świat obcy, a jednocześnie bliski jako pierwotne źródło późniejszej cywilizacji.
Za czasów Asarhaddona (VII w. p.n.e.) odczuwalne było w Niniwie zagrożenie ze strony sąsiadów. Egipt, Media, Urartu i Szubria, otaczające dolinę Tygrysu i Eufratu ze wszystkich stron, wymagały od asyryjskiego króla wyczulonej uwagi i mądrych, przewidujących działań, by zabezpieczyć kraj i nie dopuścić do kolejnej wyniszczającej wojny. Aby jednak podejmować właściwe decyzje, władca musiał mieć pewne, sprawdzone informacje o zamiarach potencjalnych wrogów. Do Szubrii i Urartu wyruszyła więc wyprawa kupiecka, mająca, pod pozorem przetarcia szlaku dla przyszłych karawan i rozszerzenia zasięgu handlu, rozeznać się w planach wojennych sąsiednich władców. W wyprawie wziął udział znany kupiec Dagan-bel-nasir wraz z synem oraz, jako oczy i uszy królewskie, dowódca wojsk asyryjskich, tartanu Adad-ubla, i arcykapłan Assur-bel-malkim. Zadanie było trudne, a droga niebezpieczna, jednak ważny cel usprawiedliwiał podjęte ryzyko.


Czytaj dalej...

czwartek, 21 listopada 2013

Imprimatur Monaldi i Sorti ( czyli kto chciał zwycięstwa Turków pod Wiedniem)

Jest wrzesień 1683 rok. Oczy całej Europy zwrócone są na Wiedeń. Waży się być albo nie być chrześcijańskiej Europy, a może nawet świata. U bram miasta stoją Turcy. Innocenty XI modli się za powodzenie ofensywy, na której czele stoi polski król Jan III Sobieski.
Tymczasem w pewnej rzymskiej gospodzie z powodu śmierci jednego z podróżnych i podejrzenia dżumy kilka osób zostaje odizolowanych od świata. Zamknięci w murach gospody ciężko znoszą kwarantannę. Jakby tego było mało, zdarza się kolejny wypadek. Na tajemniczą chorobę zapada właściciel gospody. W obawie przed zaostrzeniem warunków odosobnienia goście ukrywają kolejny przypadek choroby. Opat Atto Melani wraz z pomocnikiem właściciela gospody rozpoczynają w tajemnicy przed pozostałymi śledztwo w sprawie wyjaśnienia tajemniczej śmierci podróżnego (dżuma czy otrucie) oraz niewytłumaczonego zachorowania właściciela gospody (upadek czy pobicie). Wówczas okazuje się, iż żaden z nich nie jest tym, za kogo się podaje, a dochodzenie prowadzone za pomocą tajemniczych poszukiwaczy relikwii w rzymskich podziemiach ujawniają prawdę o intrygach finansowych i spiskach politycznych. Na jaw wychodzą fakty, które rzucają nowe światło na wydarzenia sprzed wieków. Okazuje się, że nie zawsze, ci których historia uznała za obrońców idei tymi obrońcami byli.
Jeśli receptą na poczytną powieść jest historyczne tło, znane nazwiska, zdarzenia osnute tajemnicą, mnożące się zagadki, pobrzmiewające w tle echa skandalu, choćby sprzed paru wieków, to Imprimatur stworzone zostało zgodnie z ową receptą.
Czytając, nie mogłam oprzeć się wrażeniu podobieństwa pomysłu Imprimatur do Imienia róży Eco. Zarówno historyczne tło, jak i autentyczne postaci, osoba prowadzącego dochodzenie opata oraz jego młodego pomocnika zauroczonego piękną dziewczyną. No i labirynt. Tutaj labirynt podziemnych przejść pod sercem Rzymu. A do tego akcja podzielona na części (tutaj na dni, w Imieniu róży na pory dnia).
Pewne podobieństwo też wykazuje Imprimatur do powieści Dana Browna, tyle, że nie sądzę aby wzbudzała ona aż tak silne emocje. Niewielu oburzy podważanie świętości papieża Innocentego XI na tyle, aby zaliczyć powieść do obrazoburczych.
Mimo tych podobieństw Imprimatur (oznaczające w kościelnych publikacjach pozwolenie na druk i aprobatę władz) nie jest kompilacją obu wyżej wymienionych powieści.
Autorzy Monaldi i Sordi - para dziennikarzy przez kilka lat zbierała w różnych archiwach i bibliotekach materiały historyczne, których analiza stanowi tło powieści. Próba rozliczenia się z pewnym etapem historii jest bowiem podłożem jej napisania. Wykorzystując w powieści zgromadzoną wiedzę autorzy wplatają fikcyjne wątki w celu uatrakcyjnienia przekazu. Czy im się to udało? – musicie ocenić sami. Moim zdaniem tak. Powieść historyczna, która należy do moich ulubionych gatunków ma pobudzić zainteresowanie opisywanym okresem dziejów i jego bohaterami. Powieść nie ma zastępować podręcznika historii, ale pomóc zrozumieć pewne jej mechanizmy. A jeśli jeszcze autorzy posiadają dar przeniesienia w czasie, przekazania klimatu zarówno epoki, jak i miejsca to czytanie sprawia tym większą przyjemność.
Dodatkowym atutem jest dla mnie opis podziemnego Rzymu z gąszczem poplątanych labiryntów, wysp, zbiorników wodnych, z jego tajemniczymi mieszkańcami, z włazami, które prowadzą a to na Piazza Navona, a to pod Panteon, a to pod dom papieskiego lekarza.
Poza historią wyłaniającą się z kart powieści mamy bogaty rys obyczajowy. Opisy strojów, gospody, postępowania w przypadku epidemii, mieszkańców podziemi i najbardziej barwne opisy sztuki medycznej, które brzmią równie archaicznie, choć nie tak drastycznie, jak wstawianie chorego do pieca na trzy zdrowaśki są niezwykle interesujące.
Nie wiem, na ile autentyczne są opisy serwowanych w gospodzie potraw, ale czytanie ich pobudza kubki smakowe na tyle, iż należałoby sobie przygotować na podorędziu odpowiedni zapas kanapek.
Tajemnice, intrygi, autentyczni bohaterowie i Rzym, moje ukochane miasto w jego barokowej oprawie to wszystko sprawiło, iż czytałam z dużą przyjemnością. Książka odpowiada na pytanie, komu zależało na zwycięstwie Turków pod Wiedniem i jest to odpowiedz (dla mnie) zaskakująca. Czy prawdziwa? Należałoby pogłębić temat. Nie będę jej zdradzać zachęcając zwolenników powieści historycznej do sięgnięcia po książkę.
Moja ocena 5/6
Do książki dołączona jest płyta z muzyką barokową. Muzyka odgrywa bardzo dużą rolę w treści książki. Niestety nie było mi dane jej posłuchać, gdyż książkę wypożyczyłam z biblioteki.
Gdyby ktoś był zainteresowany tematem polecam opinię Bazyla skrajnie odmienną od mojej. Myślę, że dobrze przeczytać różne opinie, aby podjąć decyzję, czy wam się może spodobać, czy raczej sobie odpuścicie.

sobota, 16 listopada 2013

Maria Krüger – Klimek i Klementynka

Maria Krüger
Klimek i Klementynka
Nasza Księgarnia, 1969

Koniec osiemnastego wieku to trudny dla Polski czas. Okrojona podczas pierwszego i drugiego rozbioru nie podniosła się z upadku mimo licznych działań, mających obronić ją przed naciskającymi z trzech stron wrogami. Ostatnim dużym zrywem była insurekcja kościuszkowska, powstanie pod wodzą Tadeusza Kościuszki, generała w sukmanie, który potrafił poprowadzić za sobą nie tylko tę część szlachty, której jeszcze zależało na wolnej Polsce, ale i masy chłopstwa i mieszczaństwa, tworząc z nich oddziały kosynierów i milicji miejskiej.
Jednym z epizodów powstania z 1794 roku była insurekcja warszawska, w której polskie wojsko wespół z mieszkańcami stolicy podjęło walkę z żołnierzami rosyjskiego garnizonu – podczas trzydniowych starć zlikwidowano wszelkie gniazda oporu. Mieszkańcy miasta wzięli aktywny udział zarówno w walkach, jak i późniejszym podtrzymaniu oporu: na wezwanie przywódców chętnie stawiali się do kopania szańców wokół Warszawy i czujnie pilnowali, by wróg nie poznał planów i nie uniemożliwił skutecznej obrony. Wśród warszawiaków aktywna była rodzina jurysty Andrychiewicza, w której najbardziej wyróżniały się jedenastoletnie bliźnięta – Klemens i Klementyna. Czarnowłose, podobne z wyglądu i zachowania do diabląt wcielonych, absorbowały uwagę rodziców, służby i wszystkich znajomych.


Czytaj dalej...

środa, 13 listopada 2013

Karol Bunsch – Psie Pole


Karol Bunsch
Psie Pole
Wydawnictwo Literackie, 1982

Psie Pole jest bezpośrednią kontynuacją Zdobycia Kołobrzegu, związaną i akcją, i osobami bohaterów. Opisuje wojnę z cesarzem Henrykiem V, głównie obronę Głogowa i bitwę na Psim Polu. Krzywousty, który wygonił już Zbigniewa z dziedziny i zjednoczył kraj, skupił się na umacnianiu swojej władzy na Pomorzu, zwalczając najbardziej opornych. Nieobecność księcia w zachodnich rejonach kraju wykorzystał do najazdu cesarz, za pozór dając upomnienie się o dziedzinę starszego syna Władysława Hermana, kierując się z wojskami początkowo na Poznań, a następnie ku Krakowowi, po drodze próbując zdobywać grody graniczne i łupiąc kraj.
Książę Bolesław miał pełne ręce roboty – umacniał władzę w całej Polsce, lawirując między możnowładcami i duchowieństwem, które za złe mu miało, że woli ojcowej nie uszanował, brata z dziedziny wyrzucił – łatwiej wszak mieć dwóch słabszych panów na podzielonej ziemi niż jednego silnego na scalonej. Wodzem był Krzywousty przednim, mimo młodego wieku doświadczonym i przewidującym, chlubiącym się już znaczącymi wojennymi czynami. Pomagała mu sława przodków, zwłaszcza dwóch imienników, gdyż ciągle żyły wśród ludu wspominki o Chrobrym, który „wszystkie ludy, co Słowem mówią, zebrać chciał razem” (s. 142). Jednocześnie nie brakowało w kraju kontrastów: bieda na wsiach, żebracy i proszalnicy, niezapłacone zasługi, a jednocześnie bogactwo panów i kleru, a także dobra wszelakie w miastach większych umiejscowione. Z wojennych wypraw popowracali woje, niektórzy z łupem, inni z ranami. Wrócił i Przedsław, bez nogi i bez bogactw, w domu postanawiając czekać na wynagrodzenie za walkę i niewolę.


Czytaj dalej...

niedziela, 3 listopada 2013

Karol Bunsch – Zdobycie Kołobrzegu



Karol Bunsch
Zdobycie Kołobrzegu
Wydawnictwo Literackie, 1982

Po wygnaniu palatyna Sieciecha i śmierci Władysława Hermana utrwalił się podział Polski na dwie części, podległe Zbigniewowi i Bolesławowi, zwanemu później Krzywoustym. Zbigniew rządził Wielkopolską, Mazowszem i Kujawami, utrzymując dobre stosunki z Pomorzanami i dążąc do władzy zwierzchniej należnej pierworodnemu, szukając sprzymierzeńców przeciwko młodszemu bratu nawet u odwiecznych wrogów Polski. Bolesław natomiast miał w swojej władzy Małopolskę, Śląsk i Ziemię Sandomierską, a sojuszników szukał na Rusi i Węgrzech. W Zdobyciu Kołobrzegu Bunsch skupił się na czterech latach wczesnego panowania Krzywoustego (1102-1106), opisując wyprawy mające na celu podbicie i chrystianizację Pomorza.
Idea dostępu do morza przyświecała polskim władcom od początku istnienia państwa. Już Mieszko I dostrzegał korzyści polityczne i handlowe, jakie przynosiło panowanie nad morskim brzegiem, a Bolesław Chrobry uczynił jednym ze swoich priorytetów rozszerzenie terytorium kraju ku północy i utrzymanie Pomorza: „Nie darmo ci z przodków, którzy wielkość i siłę w sobie czuli, garnęli się ku morzu.” (s. 24). Krzywousty, jako spadkobierca władzy i siły wczesnych Piastów, a zwłaszcza obu Bolesławów (co podkreśla w Kronice polskiej Gall Anonim), czujący się dość mocnym, by odzyskać ziemie okrojonego dziedzictwa i utrzymać je scalone, podjął ideę przodków i nałożył na siebie zadanie podboju Pomorza. Dostęp do Bałtyku miał przynieść podwójną korzyść: ułatwić obronę północnych granic i osłabić wpływy Zbigniewa.


Czytaj dalej...