niedziela, 28 lipca 2013

Opowiem ci o wolności - Wacław Holewiński


Wacław Holewiński jest pisarzem, który porusza w swoich książkach temat, o którym ciągle mało się pisze. Ile powstało powieści dotyczących „żołnierzy wyklętych” walczących w Narodowych Siłach Zbrojnych? Niewiele. Autor „Opowiem ci o wolności” napisał wcześniej już dwie książki na ten temat. Pierwsza „Lament nad Babilonem” opowiada o losach Komendanta Głównego NSZ Tadeusza Danilewicza, a druga „Nie tknął mnie nikt” traktuje o dziejach kapitana Jana Morawca.
W „Opowiem ci o wolności” Wacław Holewiński zajął się tematem kobiet należących do NSZ, tych, o których się milczy, bo ani nie walczyły z bronią w ręce, ani nie rządziły, ani nie organizowały leśnych oddziałów. Prawda jest taka, że bez ich poświęcenia, bez ich ciężkiej pracy, podziemie nie mogłoby tak długo istnieć. Ani podczas wojny ani po. Być może wojna nie jest dla kobiet, ale bez nich niejednej wojny nie dałoby się prowadzić.

Maria „Agata” Nachtman oraz Walentyna „Platerówka” „Żabka” Stempkowska to postacie autentyczne. Autor pozbierał strzępki wiadomości o nich, rozmawiał z Jerzym Nachtmanem, a także korzystał z nagrania Jerzego Kułaka z Walą Stempkowską dla Archiwum Wchodniego Ośrodka Karta. Reszta jest fikcją literacką. Wiadomo, że obydwie odsiadywały swoje wyroki w Fordonie w tym samym czasie, ale nie ma żadnego dowodu na to, że się znały, a tym bardziej przyjaźniły, jak to jest w powieści.
„Agata” pochodząca z Mińska Mazowieckiego, „Żabka” z Brześcia, później mieszkająca w Białymstoku. Obydwie wychowane w patriotycznych rodzinach, w których Bóg i Ojczyzna wiele znaczyły. To te mocne, polskie korzenie powodowały, że za sprawą swoich braci stały się kolejnymi oczkami w sieci konspiracji. Kiedy składały przysięgę NSZ, te słowa dla nich znaczyły wszystko, bo przysięga była przysięgą. Walczyły nie tylko podczas wojny, ale także po jej zakończeniu, bo dla nich wojna wciąż trwała, wszak Polska znajdowała się wciąż pod radziecką okupacją. Nikt ich nie zwolnił z przysięgi, a więc swoją postawą dawały świadectwo, że wciąż wierzą i walczą o wolną Polskę. To ich doprowadziło do ubeckich katowni, a Walę jeszcze podczas wojny na przesłuchania w gestapo, a potem do obozu w Ravensbrück. Widziały i przeżyły wiele, były świadkami jak pękają najsłabsze ogniwa podziemnego świata. Te mocniejsze również. One się nie ugięły i zapłaciły za to. Nie tylko trzyletnim więzieniem, ale całym swoim życiem, którego nigdy rodzinnie sobie nie ułożyły, a i zawodowo nie powodziło im się dobrze. Gdyby nie okupacja, a szczególnie powojenna działalność w podziemiu, mogłyby być normalnymi, szczęśliwymi kobietami, takimi z poukładanym życiem, bez tygodniowego meldowania się na UB czy MO, bez przesłuchiwań z doskoku, wyzwisk. A nazywane były „faszystowskimi świniami”, były obywatelami najniższej kategorii.

„Opowiem ci o wolności” to  ważna i dobra książka. Czasami drażniło mnie migawkowe przedstawienie życia Marii i Wali, czasami brakowało pomiędzy nimi jakiegoś emocjonalnego spoiwa. Zdaję sobie jednak sprawę, że odtworzenie historii tych dwóch bohaterskich kobiet nie było łatwe. Nie każdą białą plamę da się załatać pisarską fantazją. Wacławowi Holewińskiemu mrówczą pracą udało się zrobić i tak dużo. Ile takich kobiet zaginęło bez śladu, ile rozstrzelano czy powieszono – nie dowiemy się nigdy.
W książce padają słowa wypowiedziane przez Walę: „Polska jest w nas. (...) To nie ci, którzy rządzą”. Ilu z nas tak jeszcze myśli? Wielu oddało za to życie. Pamiętajmy o tym.


Notka pochodzi z Myśli Czytelnika

sobota, 20 lipca 2013

Korzeniec - Zbigniew Białas


W zapowiedziach podają, że we wrześniu ma się ukazać druga książka z cyklu sosnowieckiego autorstwa profesora Zbigniewa Białasa. Stwierdziłam więc, że wypadałoby wreszcie zapoznać się z częścią pierwszą pt. „Korzeniec”. Kupując “Korzeniec” nie miałam pojęcia, że planowanych jest więcej części, może i dobrze, bo nie wiem, czy zdecydowałabym się na tę książkę. Mam jakis przesyt serii czytelniczych, a najbardziej denerwuje mnie to, że na kolejny tom trzeba czekać i dwa lata, a skompletowanie całości to czasami kwestia sześciu i więcej lat. 

Jak to się czasami dziwnie składa, że  kafelek w podłodze sygnowany „A. Korzeniec” w jednym domu w Sosnowcu stał się inspiracją do ważnego kryminalnego wątku oraz tytułu. I tak historia pechowego glazurnika, o której czytamy : Dwudziestego dziewiątego czerwca 1913 roku o godzinie szóstej rano na nasypie kolejowym w centrum Sosnowca znaleziono ciało pozbawione głowy i na podstawie dokumentów, które znajdowały się wciąż w wewnętrznej kieszeni marynarki, ustalono natychmiast, że zwłoki należą do Alojzego Korzeńca”, staje się też pretekstem do pokazania Sosnowca z 1913 i 1914 roku, miasta, którego już nie ma, a które było wyjątkowe. Tam, w narodowościowym tyglu żyli obok siebie Polacy, Żydzi, Niemcy i Rosjanie. Tam nieopodal przechodziły granice trzech mocarstw, które zagarnęły Polskę po rozbiorach.
Tak po prawdzie osoba Korzeńca nigdy nie była najważniejsza w powieści, chociaż rozwiązania zagadki oczywiście się doczekamy. To ludzie, z którymi żył, spotkał lub też postacie, które są powiązane z osobą mordercy, są ważniejszymi bohaterami tej książki, a wszystko po to, aby pokazać jak zróżnicowanym miastem był Sosnowiec vel Sosnowice. Moją ulubienicą postacią była uduchowiona żona Korzeńca, która w tajemnicy pisała romantyczne, tasiemcowe historie do miejscowej gazety, ale na łamach powieści spotkamy także redaktora, który staje się detektywem, artystów, przemytników, fińską bonę i ludzi z plebsu.

Muszę przyznać, że pierwszą część książki czytało mi się znacznie lepiej, bardziej bawił mnie humor autora i ironiczne spojrzenie na wiele spraw. Później przeszkadzał mi nieco chaos w narracji i przeskoki czasowe, który wymagały zapamiętywania dużej ilości szczegółów i dopasowywania ich później do siebie niby kawałków puzzli lub elementów posadzki - jak kto woli. „Korzeniec” jest dobrą książką historyczno-obyczajową, w której znajdziemy mnóstwo perełek z życia Sosnowca sprzed pierwszej wojny światowej, a Zbigniew Białas na łamach swojej powieści wiernie odwzorował wygląd i realia tamtejszego miasta, zaludnił go również  osobami, które faktycznie tam mieszkały, chociaż sama fabuła jest czystą fikcją literacką.

„Kroniki sosnowieckie” maja zawierać cztery tomy, po lekturze „Korzeńca”, z pewnością skuszę się kiedyś na tom drugi „Puder i pył”.


Notka pochodzi z Myśli Czytelnika

środa, 17 lipca 2013

Stanislawa Fleszarowa-Muskat - Stangret jaśnie pani


Wiele, wiele lat temu podczas upalnych wakacji na wsi mościłam sobie miejsce pod jabłonką. Musiał być koc, coś do picia, owoce pozbierane z ogrodu oraz powieść Stanisławy Fleszarowej-Muskat zabrana w tajemnicy przed Mamą z jej biblioteczki. Ciepło robi mi się na sercu na wspomnienie tego lata, słońca i błogiego czasu z książką. „Czarny warkocz”, „Kochankowie róży wiatrów”, „Most nad rwącą rzeką”, „Lato nagich dziewcząt”. Takie było moje lato. Sentyment do tych czytadeł pozostał, a niedawno rozmawiałam z kimś, kto wspominał książkę „Stangret jaśnie pani”. Nie czytałam jej wcześniej, więc postanowiłam to nadrobić. Wszak byłam na urlopie, słońce świeciło, trawa zapraszała, tylko tej jabłonki już nie było.

W Warszawie trwa Powstanie Warszawskie, coraz więcej ludności ucieka ze stolicy, cześć zostaje złapana i wtłoczona do obozu w Pruszkowie. Tylko nielicznym udaje się stamtąd zbiec. W Łęgowie, miejscowości nieopodal Warszawy, pojawia się Olga – uciekinierka z płonącej Warszawy. Trafia do miejsca, z którym wojna obeszła się niezwykle łaskawie. W pałacu mimo niemieckiego zarządcy, władzę wciąż sprawuje pani Zgorzeniecka, a życie w majątku biegnie jak przed wojną. Olga najpierw trafia do domu Tymona, stangreta jaśnie pani, wdowca i ojca Zuzanki i Adasia, który jednak zaprowadza ją do pałacu pod opiekę pani Zgorzenieckiej. Tajemnicza, smutna Olga budzi wiele uczuć w Tymonie, mimo dzielącej ich przepaści klasowej i intelektualnej, ona sama zaś wciąż czeka na swojego Stacha – męża lotnika, który od początku wojny latał w RAF-ie i słuch po nim zaginął.
Później wszystko toczy się bardzo przewidywalnie, Tymon zakochuje się w Oldze, ona wciąż tęskni za swoim mężem i pozostaje mu wierna. Taka nierealna miłość mogła Tymona zniszczyć, on jednak po wojnie rósł i piął się w górę drabiny społecznej zostając nie tylko zarządcą majątku Zgorzenieckiej, ale także posłem na sejm. Zaś Olga traci swój majątek w Warszawie i zostaje wzdychającą do przedwojennych marzeń nauczycielką, drewnianą niczym Izabela Łęcka. Olga tylko początkowo wzbudziła we mnie ciepłe uczucia, później pojawiło się rozczarowanie i zniecierpliwienie jej osobą. Chyba powinnam być pod wrażeniem, że tyle lat czekała na swojego męża, a jednak nie potrafiłam.

W książce Fleszarowej-Muskat najbardziej podobał mi się obraz wojennej Warszawy oraz warstwa obyczajowa dotycząca polskiej wsi. Dobrze zostały opisane przemiany, które zachodziły w ludziach pod wpływem władzy ludowej, ci którzy jeszcze wczoraj kochali i szanowali panią Zgorzeniecką następnego dnia pluli jadem, nienawiścią i kreowali się na najbardziej uciemiężonych i pokrzywdzonych. Jakże wyrywali się do życia w pałacowych pokojach, a kompletnie nie potrafili się do takiego życia przystosować! Jakze grabili tą ziemię nie szanując absolutnie dekretu, który stanowił o podziale majątków!

„Stangret jaśnie pani” czytany tego lata nie wzbudził  we mnie takich uczuć, jak inne książki Stanisławy Fleszarowej-Muskat, a okres powojenny w książce wręcz mnie drażnił. Pewnie za sprawą odrealnionej Olgi. Książka średnio mi się podobała, więc będę dalej szukała swojego letniego czytadła. 

środa, 10 lipca 2013

Karol Bunsch – Przekleństwo


Karol Bunsch
Przekleństwo
Wydawnictwo Literackie, 1980

Konflikt między królem Bolesławem a biskupem Stanisławem był brzemienny w skutki. Nie tylko podzielił naród, ale i legł u podstaw wygnania Szczodrego wraz z żoną i synem. Po śmierci króla na obczyźnie Mieszko musi zaopiekować się matką i sam podejmować ważne decyzje. Osiągnąwszy dojrzałość wraca z Węgier do Krakowa, by być bliżej druhów wiernych jego ojcu, w młodym księciu upatrujących przyszłego władcę, mającego zasiąść na tronie po pokonaniu uzurpatora.
Mieszko, książę piękny i prawy, uosobienie szlachetności i rycerstwa, nie chce wracać do ojczyzny na czele obcego wojska, woli odczekać i osiągnąć cel własnymi siłami sprzyjających mu polskich rodów. Jako wzór do naśladowania i obiekt zachwytu ludu stanowi element, którego musi się obawiać jego stryj. Zwłaszcza że Włodzisław Herman jest człowiekiem słabym, ciągle niedomagającym, niezdecydowanym i niepewnym, w podjęciu każdej decyzji szukającym wskazówek palatyna Sieciecha, właściwego motoru działań, które tak dotkliwie osierociły kraj. Herman jest postacią w rodzie Piastów wyjątkową – pozbawiony zdolności swoich dziadów, bez charyzmy i wewnętrznej siły, wzbudza wzgardę i lekceważenie, a posłuch wymusza podpierając się siłą i autorytetem Sieciecha. W dodatku za żonę bierze siostrę cesarza, Niemkę Judytę Marię, która, jak wcześniej Oda i Rycheza, nastawiona jest przeciw wszelkim przejawom polskości i aktywnie popiera politykę proniemiecką, traktując naród polski jako gorszy i zgoła barbarzyński. To ona właśnie postara się, by nikt nie stanął na drodze do tronu jej ewentualnego potomka, to na nią niedwuznacznie wskazuje Autor jako na sprawczynię śmierci Mieszka.


Czytaj daalej...

niedziela, 7 lipca 2013

Karol Bunsch – Imiennik


Karol Bunsch
Imiennik: Śladem pradziada; Miecz i pastorał
Wydawnictwo Literackie, 1979

Ze wszystkich powieści piastowskich Bunscha największy sentyment mam do Imiennika. Datuje się on jeszcze z czasów pierwszego czytania, gdzieś w czasach dziecięctwa nieledwie. Może przez urok Bolesława, księcia pięknego i dumnego, którego postać była uosobieniem dziewczęcych marzeń o królewiczu z bajki, a może po prostu Imiennik wyróżnia się czymś wśród powieści Bunscha, bo i teraz oceniłam go najwyżej z dotychczas powtórzonych.
Koniec rządów Kazimierza Odnowiciela i początek panowania młodego Bolesława to czas dla Polski stosunkowo spokojny. Książę Kazimierz starał się podnieść kraj z kryzysu, wywołanego bratobójczymi walkami nękającymi naród za życia Mieszka II i po jego śmierci, a młody książę Bolesław skupił się na podniesieniu rangi Polski i uniezależnieniu jej od cesarstwa. Umiejętnie dobierał sojuszników i podburzał wrogów, by mieć spokój od zachodu. Aktywnie włączał się w wewnętrzne rozgrywki sąsiednich krajów, osadzał swoich kandydatów na tronach Rusi i Węgier, „pomagał” zaprowadzić odpowiednie rządy. Odważny, przewidujący i śmiały w działaniu, zyskał sławę przedniego wojownika i wodza. Z czasem jednak w postępowaniu króla zaczęły dominować zapalczywość i porywczość, okraszone nadmierną dumą i pychą, prowadząc go do zguby, a kraj do podziału. Niestabilne, choć twarde rządy Bolesława skłoniły możnowładców do buntu i szukania bardziej podatnego na wpływy i dającego sobą powodować władcy w osobie młodszego brata króla, Władysława Hermana.
Bunsch przedstawił Bolesława jako władcę szlachetnego i mądrego, godnego następcę wielkiego pradziada-imiennika, podobnego mu nie tylko męstwem i odwagą w boju, ale i wyglądem zewnętrznym i postawą, kolorem jasnych włosów się tylko różniącym. Szczodry i pyszny, „jednakowo wyniosły w szczęściu i w bólu”, porywczy i szybki w decyzjach i działaniu, umiejętnie wykorzystujący spór między papiestwem i cesarstwem w celu odzyskania korony, potrafi zjednać sobie wiernych przyjaciół, ale i zniechęcić stare i nowe rody, upatrujące w silnym panu własną słabość i poddaństwo.
 

Czytaj dalej...

poniedziałek, 1 lipca 2013

Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej - Jarosław Haszek

28 czerwca 1914 roku w Sarajewie z rąk serbskiego nacjonalisty zginął następca tronu Austro-Węgier arcyksiążę Franciszek Ferdynand Habsburg. Dokładnie miesiąc później, 28 lipca, Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, która w kilka dni przekształciła się w konflikt ogólnoeuropejski, a następnie światowy. W przeciągu kilku tygodni pod broń powołano kilka milionów mężczyzn, którzy przez następne cztery lata walczyli, odnosili rany i ginęli "za Boga, cesarza i ojczyznę" - oficjalne źródła podają, że mobilizacji podlegało 7,8 mln obywateli c.k. monarchii z czego aż 7 mln (90%) ucierpiało w wyniku działań wojennych (zabici, ranni, jeńcy i zaginieni).

Jednym z tych, którzy latem 1914 roku rozpoczęli swój szlak bojowy był prażanin Józef Szwejk. Mężczyzna już nie najmłodszy, cierpiący na reumatyzm nawet w wojennych warunkach niespecjalnie nadawał się na frontowego bohatera, co w miarę normalna administracja powinna dosyć szybko ustalić. Niestety administrację austriacką z początku XX wieku można określać różnymi przymiotnikami, jednak z pewnością nie była ona normalna... I tak oto Szwejk rusza na wojnę - początkowo pęta się po policji, sądzie, szpitalu wojskowym aż wreszcie zostaje pucybutem wojskowego kapelana. Służba ta nie trwa jednak zbyt długo - kapelan Katz przegrywa Szwejka w karty i tak oto dzielny wojak trafia do porucznika Lukasza, z którym po różnych perypetiach rusza wreszcie na front.

Jarosław Haszek, autor "Przygód dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej" zawarł w swojej książce ironiczny obraz "kolosa na glinianych nogach" - monarchii austriackiej, której potęga należy już do historii; zlepku kultur i narodów, które tylko czekają aby się uwolnić od władzy Wiednia (np. pułki  czeskie, które w czasie działań w Galicji masowo przechodzą na stronę Rosjan); zbiurokratyzowanej i przestarzałej armii, trawionej korupcją, złodziejstwem i niekompetencją. Haszek opisywaną rzeczywistość znał z autopsji - był jednorocznym ochotnikiem w 11 kompanii marszowej 91 pułku budziejowickiego, a nie widząc sensu w walce za Austrię dał się schwytać w niewolę Rosjanom i do końca wojny przebywał w Kijowie. 

W powieści występuje wiele postaci autentycznych, natomiast można się domyślać, ze bohaterowie niehistoryczni swoje pierwowzory mieli wśród współtowarzyszy Haszka z czasów służby w 91 pułku. Sam dobry wojak stanowi swego rodzaju autoportret autora. 
Szwejk to człowiek niezwykle łagodny, optymistycznie nastawiony do świata, z pogodą ducha przyjmuje wszystkie przeciwności losu. Uznany za "notorycznego idiotę" nie przejmuje się tą niezbyt pochlebną opinią, ze stoickim spokojem wysłuchuje inwektyw, którymi częstują go panowie oficerowie i na każdy temat ma odpowiednią anegdotkę, której nie omieszka wygłosić, budząc tym samym jeszcze większą wściekłość przełożonych. I czytelnik, nawet niespecjalnie wnikliwy, bardzo szybko się orientuje, że chociaż Szwejk ma na piśmie stwierdzony idiotyzm to jest to jedna z nielicznych rozsądnych osób jakie spotkamy na kartach tej książki...

Józef Szwejk bardzo szybko stał się jedną z najbardziej znanych postaci kultury popularnej, na kanwie powieści Haszka nakręcono kilka filmów i seriali, powstały przedstawienia teatralne i słuchowiska radiowe. Wielbiciele książki tworzą stowarzyszenia szwejkologów (najbardziej znanym polskim szwejkologiem jest krakowski dziennikarz Leszek Mazan) a od kilku lat można wędrować specjalnym szlakiem turystycznym "Śladami dobrego wojaka Szwejka" z Pragi do Kijowa, część tego szlaku przebiega przez Polskę, m.in. przez Sanok.



Książka bardzo mi się podobała i tylko żałuję, że tak długo musiała czekać na mojej półce... Jeżeli będziecie mieli możliwość sięgnąć po tę opowieść to serdecznie zachęcam. Naprawdę warto.