piątek, 31 maja 2013

Niebiosa są puste - Avrom Bandavid-Val


„Niebiosa są puste” Avroma Bendavida-Vala to książka o miejscu, którego już nie ma. O całkowicie żydowskim miasteczku ukrytym wśród lasów Radziwiłłów na Wołyniu. Trochenbrod, zwany też Zofiówką, znany był mi z doskonałej powieści Jonathana Safrana Foera „Wszystko jest iluminacją”, jednakże jak pisze sam autor tejże powieści w przedmowie do „Niebiosa są puste”, „nie jest to książka o dziejach Trochenbrodu, lecz głęboko osobista opowieść o przeżyciach młodego człowieka w ojczyźnie jego przodków”. Dzieło Avroma Bendavida-Vala jest niezwykle rzetelną, ale napisaną lekkim piórem książką, składającą hołd wszystkim mieszkańcom Trochenbrodu, zapisującą w pamięci ludzkości to niezwykłe miejsce, które zniesiono z powierzchni ziemi, starając się również zatrzeć wszystkie ślady, które mogłyby do niego doprowadzić. Także w ludzkiej pamięci.

Piękne zdjęcia z wkładek zdjęciowych pokazują Trochenbrod taki, jaki był kiedyś. Jego mieszkańców, których większość straciła życie 11 sierpnia 1942 roku, a reszta miesiąc później. Garstce udało się zbiec do okolicznych lasów i przeżyć, ci ocaleni z Trochenbrodu to w większości ci, którym udało się wyjechać z miasteczka przed tą datą. To właśnie ci nieliczni, mogli jeszcze opowiedzieć o życiu w tym niezwykłym miejscu. Najbardziej wstrząsnęły mną jednak zdjęcia obecnego Trochenbrodu, pokazujące pustą przestrzeń, z nitką drogi pośrodku, prowadzącą donikąd. Wciąż jeszcze widać linię krzaków przy tej drodze. Ta droga to jedyny ślad, że kiedyś było to miejsce tętniące życiem. Stosunkowo niedawno postawiono trzy pomniki, jeden w miejscu spalonej synagogi i dwa w okolicznych lasach, gdzie zamordowano Żydów z  Trochenbrodu i okolicznych miejscowości. Przeraża to, że niewielu z okolicznych mieszkańców wiedziało o tej historii, a większość z nich nie potrafiłaby wskazać tego miejsca. Mój umysł nie mógł pojąć tego, że można zniszczyć całe miasto i pamięć o jego mieszkańcach tak skutecznie.

Avrom Bandavid-Val jest synem człowieka, który był mieszkańcem Trochenbrodu, jednakże ta historia nie interesowała go aż do momentu, kiedy podczas swego pobytu w Polsce postanowił pojechać na Ukrainę, aby zobaczyć miejsce urodzenia swojego ojca. To, co tam zastał, wstrząsnęło nim do głębi i przez kolejnych kilkanaście lat starał się odtworzyć historię Trochenbrodu, co udało mu się zresztą znakomicie. Dbając o kontekst historyczny, cofnął się aż do roku 1810, kiedy to pierwszy osadnicy postawili swe chaty na błotnistej polanie, a skończył na opowieściach o tym, co zdarzyło się w tym miejscu już po pogromie w 1942 roku oraz relacjach świadkach. Tą rzetelną, świetnie napisaną reporterską opowieść, czyta się doskonale, często z niedowierzaniem i łzami w oczach. Autor zadbał także o podanie źródeł, słownika oraz kalendarium, które bardzo ułatwiają lekturę.

Chociaż moja notka może wydawać się sucha, to zapewniam, że książka naprawdę jest warta przeczytania. Nie potrafię oddać słowami ogromu tej tragedii, która tam się zdarzyła i emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury. O Trochenbrodzie trzeba wiedzieć i pamiętać. 


środa, 29 maja 2013

Karol Bunsch – Odnowiciel

 
Karol Bunsch
Odnowiciel
Wydawnictwo Literackie, 1988
 
Odnowiciel, szósta część cyklu piastowskiego, jest bezpośrednią kontynuacją Bezkrólewia. Dwa lata rządów Bolka pozostawiło kraj zniszczonym. Po nagłej śmierci starszego Mieszkowica rozpoczął się czas niepewności, osieroconego tronu, chłopskich grabieży pustoszących ziemie, buntu Mojsława, który oddzielił Mazowsze od Polski, najazdu czeskiego Brzetysława, grabiącego relikwie złożone w Gnieźnie i palącego po drodze miasta Wielkopolski, zajmującego Śląsk i Małopolskę. Kazimierz poczuł się w obowiązku powrócić do ojczyzny i podjąć trud władania.
Młodszy syn Mieszka Lamberta dojrzał, odtrącił opiekę i nadzór matki, odrzucił jej propozycję pozostania w krajach niemieckich i spokojnego życia gdzieś na dziedzinie nadanej przez cesarza i zdecydował się odbudować kraj ojca. Zdawał sobie sprawę, jak trudne czekało go zadanie. Postarał się jednak znaleźć sprzymierzeńców w osobach niektórych możnowładców i wśród władców ościennych krain, uzyskał nawet pomoc cesarza w pokonaniu Brzetysława. Zdecydował o przeniesieniu stolicy do Krakowa, gdyż złupiona Wielkopolska potrzebowała czasu, by się podnieść ze zgliszcz. Tam też pojął za żonę Dobroniegę, córkę Włodzimierza Wielkiego, wielkiego księcia kijowskiego, i tam spłodził synów.


Czytaj dalej...

poniedziałek, 27 maja 2013

Poczet cesarzy rzymskich Aleksander Krawczuk

"Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. Marek Aureliusz (właśc. Marcus Aurelius Antoninus, 121-180) "

Lubię historię, kiedy podana jest w przystępny i ciekawy sposób. Nigdy jednak jakoś szczególnie nie ciągnęło mnie w stronę starożytności. Owszem; renesans, barok, belle epoque, no niech będzie i średniowiecze, ale starożytność to już niekoniecznie. Tymczasem muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej książki historycznej, jak Poczet cesarzy rzymskich.

Blisko osiemdziesiąt biografii cesarzy począwszy od tego, który stworzył podwaliny Cesarstwa (Juliusza Cezara) aż po ostatniego cesarza na zachodzie (Romulusa Augustulusa) napisane jest w sposób żywy i przystępny. Książkę czyta się, jak arcyciekawą powieść. Gdyby nie zaufanie do autora, oraz odniesienie do historycznych źródeł można by potraktować Poczet, jako mitologiczne opowiadania o starożytnych panach życia i śmierci. Krawczuk przedstawia życie cesarzy nie tylko od strony oficjalnej; sprawowania władzy; zdobywania nowych terytoriów, przeprowadzania reform, zawierania sojuszy i eliminowania wrogów, ale także od strony ludzkiej; pisząc o dzieciństwie, okresie sprzed sprawowania władzy, rodzinie, kochankach (płci obojga), stosunku do religii. Nie ma tu jednak taniego szukania sensacji, jest rzetelne przedstawienie faktów na podstawie dostępnych źródeł. Autor ma szczególny dar malowania nie zawsze ciekawych postaci w interesujący, a nawet intrygujący sposób. Poczet zawiera bogaty rys charakterologiczny postaci, które przedstawione zostały z różnych punków widzenia. Często okrutny dla najbliższych i potencjalnych przeciwników tyran i despota jest całkiem dobrym władcą dla maluczkich. Przedstawiając to, co najważniejsze w każdej postaci autor nie zanudza, nie przytłacza nadmiarem informacji, a dzięki sporej ilości ciekawostek czyni lekturę niezwykle wciągającą i pasjonującą. O ile dzieje pierwszych cesarzy od Oktawiana Augusta po Nerona są mniej więcej znane średnio wykształconemu czytelnikowi, o tyle wiedza na temat ich następców jest raczej szczątkowa. Tymczasem okazuje się, iż były to barwne i niezwykle interesujące osobowości. Zadziwiająca wydaje się lojalność wobec ciągłości (legalności) władzy. Kiedy spiskowcy usuwają z ziemskiego padołu znienawidzonego tyrana, ich los staje się przesądzony. Żaden cesarz nie może legitymizować zabójstwa cesarza, bowiem tym samym przyzwalałby na własną śmierć. Mimo to niewielu cesarzy umiera śmiercią naturalną. Na przestrzeni wieków cesarstwo mogło się poszczycić wieloma mężnymi i światłymi przywódcami (Oktawian August, Tytus, Nerwa, Trajan, Hadrian, Antonius Pius), nie uniknęło także despotów, ludzi niezrównoważonych i okrutnych (Kaligula, Kommodus, Karakalla, Heliogabal). Kiedy tak przypatrzymy się mechanizmom sprawowania władzy w starożytności, czy ludzkim charakterom okazuje się, jak mawia blogowy kolega nihil novi sub sole.
I choć czasy starożytne obfitują w przykłady grozy, wynaturzeń i okrucieństwa to ze zdziwieniem możemy skonstatować, jak wielu światłych i mądrych ludzi stało na czele rządów cesarstwa.
I o dziwo to nie opisy okrucieństw i wynaturzeń zostają w pamięci, a obrazy utrwalające człowieczeństwo naszych praprzodków; umierający cesarz, który prosi, aby go postawić na spotkanie ze śmiercią, powstania żydowskie, które choć przegrane pozwalały zachować godność, Pliniusz Starszy i Młodszy, którzy w obliczu kataklizmu wybuchu Wezuwiusza robią to, co do Rzymianina należało, czy wreszcie Marek Aureliusz, człowiek, którego medytacje są najstarszym, zachowanym przekazem myśli człowieka sprawującego władzę. 
Cytowaną wyżej „modlitwę” powtarzałam sobie, jak mantrę, kiedy mierzyłam się z chorobą bliskiej mi osoby. Tyle, że nigdy nie wiedziałam, kto był jej autorem. Tymczasem zafascynowana osobowością tego cesarza-filozofa sięgnęłam po kilka cytatów i jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że od dawna cytowałam Marka Aureliusza (zupełnie, jakbym odkryła, że mówię prozą). Ironią losu jeden z najmądrzejszych i najsprawiedliwszych władców był ojcem jednego z najokrutniejszych cesarzy rzymskich Kommodusa (którego portret przedstawiony został w Gladiatorze). Poczet cesarzy rzymskich stał się inspiracją, aby sięgnąć po Rozmyślania Marka Aureliusza.

Książkę uważam za obowiązkową lekturę osób lubiących historię, a zwłaszcza historię starożytną, ale jestem przekonana, że i osoby, które nie pasjonują się historią znajdą w lekturze wiele interesujących zagadnień.

Moja ocena 5/6

sobota, 25 maja 2013

Karol Bunsch – Bezkrólewie


Karol Bunsch
Bezkrólewie
Wydawnictwo Literackie, 1988

Bezkrólewie jest jedną ze słabszych powieści należących do cyklu piastowskiego, co nie znaczy, że słabą. Wziął w niej Bunsch na warsztat czasy jednego z poważniejszych kryzysów młodej polskiej państwowości, gdy rozstrzygała się sukcesja po śmierci Mieszka II w 1034 roku. Kandydatami do tronu byli jego dwaj synowie: Bolesław, zwany Zapomnianym, i Kazimierz Odnowiciel. Na temat istnienia bądź nieistnienia władcy między Mieszkiem a Kazimierzem trwają wśród historyków spory; napisano na ten temat wiele prac, do których odsyłam wszystkich, którzy pragną pogłębić wiedzę w tym zakresie. Na użytek omawianej lektury przyjmiemy, że Bolko istniał, co Bunsch bardzo malowniczo i przekonująco opisał.
Przedwczesna śmierć Mieszka II, pokonanego, w dużym uproszczeniu, zgryzotami i utratą korony królewskiej, zostawiła sprawę sukcesji nieuporządkowaną. Wprawdzie książę wzorem przodków chciał na tronie widzieć pierworodnego Bolka, ale nieprawe pochodzenie syna i jego nieprzewidywalny charakter czyniły uprawomocnienie tego następstwa niepewnym. Sprzeciwiała mu się duża część możnowładztwa, kler i królowa Rycheza, matka młodszego Kazimierza, przeznaczonego pierwotnie do stanu duchownego. To właśnie Rycheza pchała syna do sięgnięcia po koronę, to wokół niej skupiali się zwolennicy bardziej przewidywalnego, dającego sobą powodować księcia. Zwłaszcza że starszy Bolko nie krył sympatii do dawnej wiary, wyplenionej przez chrześcijaństwo, mające scalić i wzmocnić młode jeszcze państwo. Polska stanęła przed widmem bratobójczej wojny.


Czytaj dalej...

czwartek, 23 maja 2013

Z otchłani - Zofia Kossak

Zofia Kossak to pisarka dziś już nieco zapomniana, rzadko czytana, przerzucona do "rupieciarni historii". W chwili obecnej znam tylko jedną książkę jej autorstwa, wspomnienia z Birkenau pt. "Z otchłani".

Od pisarzy, którym udało się opuścić obozy koncentracyjne, oczekiwano, że podzielą się z czytelnikami swoimi przeżyciami. Zofia Kossak bardzo skrupulatnie spełniła tę powinność i już w roku 1946 wydała książkę, w której nie tylko opisała obóz, ale także zamieściła liczne wyjaśnienia i komentarze. Te komentarze stanowią najsłabszą część książki, bardzo drażnią naiwnością i dydaktyzmem. Czytałam więc z mieszanymi uczuciami: irytacja przeplatała się ze wzruszeniem.

 Styl autorki nieraz ociera się o grafomanię, bywa pełen patosu, napuszony, ale czasami urzeka celnym słowem, niezamierzonym humorem językowym, plastycznym opisem, pełnym rozmachu porównaniem. Dalszy ciąg recenzji na moim blogu.

środa, 22 maja 2013

I więcej nic nie pamiętam - Adina Blady-Szwajger


Pamiętam, że kiedyś przeczytałam w „Wysokich obcasach” wywiad z Aliną Świdowską, aktorką Teatru Żydowskiego w Warszawie, znaną także z małego ekranu z ról w popularnych serialach, córką Adiny Blady-Szwajger. Był to bolesny wywiad z córką, która miała ogromny żal do matki za to, że pozbawiła ją dzieciństwa, że wychowywały ją gosposie, że nikt właściwie się nią nie interesował i nie rozumiał. Jej najwcześniejsze wspomnienie dotyczy psa, z którym spała i jadła w budzie, to z tą suką czuła się najbardziej wtedy związana i od niej otrzymała miłość i ciepło. W tych wspomnieniach z wczesnego dzieciństwa nie było matki, a w późniejszym okresie we wspomnieniach matki nie było opowieści z powstania w getcie, tylko z Powstania Warszawskiego. Tak jakby Adina Blady-Szwajger zamknęła przed wszystkimi tą część swojego życia. Jeden fragment tego wywiadu szczególnie utkwił mi w głowie:

Dlaczego pani mama opowiadała pani, że znalazła ją na śmietniku, płaczącą, pod gazetą? Tę historię włączyła pani do spektaklu.

Miała takie wyobrażenie, że najłatwiej z dziećmi się porozumiewa przez bajki. Do wszystkiego układała bajkę. Tak samo zrobiła bajkę z moich urodzin. Nie zastanawiałam się dlaczego. Wydawało mi się to piękne. I w dzieciństwie naprawdę wiele razy musiała mi to opowiadać Adina Irena Blady-Szwajger.

Co dzisiaj pani o tym myśli?

Moje myśli na ten temat są przykre. Znalazła mnie, więc powinnam być wdzięczna, bo została moją mamą. Tę wdzięczność we mnie wpoiła wcześnie. Myślę też, że nie potrafiła się wyzwolić ze swoich doświadczeń z dziećmi w szpitalu w getcie. Być może wiecznie zaspokajała głód bycia z nimi, a nie ze mną. Że ja jej nie wystarczałam. Nie wystarczała jej ta normalna, normalnie urodzona dziewczynka.”

To boli. Bardzo.
Wtedy też postanowiłam przeczytać „I więcej nic nie pamiętam”, jednakże wspomnienie tego wywiadu powodowało, że odkładałam to na później, bo nie wiedziałam, czy zdołam udźwignąć ciężar tego świadectwa.


Książka Adiny Blady-Szwajger to nie jest literacko dopieszczona książka, to wspomnienia, które spisano po 45 latach, ze skrawków pamięci, z koszmarów nocnych, z obrazów, które chciałoby się zapomnieć na zawsze. Krótkie zdania, z pozoru tylko suche, wstrząsają do głębi.
 “Bo to wszystko są tylko słowa. A ja nie jestem literatem i nie umiem znaleźć słów, które krzyczą”. Ta cała książka, szczególnie część o tym, jak była “lekarką z getta” krzyczy znacznie glośniej, niż wiele historii na temat Zagłady, a które obleczone są w gładkie słówka. Poznajemy więc „Inkę” w getcie, młodą stażystkę pediatrii w szpitalu Bersonów i Baumów, gdzie opiekowała się dziećmi z puchliną głodową, chorymi na gruźlicę, która wtedy była wyrokiem śmierci, dziećmi z odmrożeniami i z wszystkimi innymi, możliwymi do wyobrażenia chorobami. Leczyło się ich tylko na początku, później chroniło od śmierci głodowej, na końcu po prostu z nimi było. Czytamy wspomnienia o tych szczególnych, małych pacjentach, którzy na zawsze zostali żywi w pamięci Autorki. Dzieci, które czekała tylko śmierć w szpitalu lub śmierć w komorze gazowej. Wtedy nadszedł ten straszny dzień 8 września 1942 roku, dzień Wielkiej Akcji Likwidacyjnej, gdzie wywożono do Treblinki pozostałych ludzi z getta. Także ze szpitala w którym pracowała Inka. Szpital zapełniony był już w większości dorosłymi pacjentami, bo dzieci już prawie nie było, ale ostała się garstka, która miała świadomość tego, co ich czeka.

Czytaj dalej...

niedziela, 19 maja 2013

Tarnina - Jerzy Szczygieł

Akcja "Tarniny" toczy się w czasie drugiej wojny światowej, a jej bohaterami są chłopcy mieszkający na tej samej ulicy w niedużym miasteczku pod Warszawą - Tadek, Mietek, Kazik, Zymek, Jurek, Benek, Stefek, Witek oraz Gietek. Chłopcy ci nie mieli butów ani ciepłych ubrań. Często głodowali, bo w ich domach brakowało jedzenia i podstawowych rzeczy. Próbowali sobie jakoś radzić - kradli ziemniaki z okolicznych pól i jabłka z sadów. Większość chłopców nie miała ojców, a niektórzy w ogóle nie mieli rodziny i spali, gdzie popadnie.

 Pewnego dnia jeden z chłopców zaproponował, by w lesie, w krzakach tarniny zbudować schron. Pomysł został przyjęty z entuzjazmem. Wkrótce powstała tzw. Tarnina.

Dalszy ciąg recenzji na moim blogu.

czwartek, 9 maja 2013

Fachman - Bernard Malamud

Fachman Bernarda Malamuda to poruszająca książka o losie pewnego Żyda i o antysemityzmie. Książka, która wywołuje głęboki bunt przeciw okropnej rzeczywistości, książka przeciwko prześladowaniom. Książka zawstydzająca ludzkość pytaniem: jak mogło do czegoś takiego dojść?!

Powieść oparta na faktach. W roku 1911 Jakow Bok przybył do Kijowa w poszukiwaniu pracy. W kilka miesięcy potem stał się wrogiem cara, symbolem Żyda-krwiopijcy, obiektem histerycznego lęku ludności.

Kijów w roku 1911 uchodził za miasto niebezpieczne dla Żydów, pełne cerkwi i antysemitów, z wydzielonym gettem, w którym tłoczyło się pięćdziesiąt tysięcy Żydów. 

wtorek, 7 maja 2013

"Wilczyca z Francji" Maurice Druon

Wraz z piątym tomem cyklu "Królów przeklętych" rozpoczyna się także panowanie najmłodszego z synów Filipa Pięknego - Karola IV, także zwanego pięknym, choć z nieco innych powodów niż ojciec. A mianowicie król ten uwielbiał wszystko, co piękne, od siebie zaczynając, na swych komnatach kończąc. Ozdabiał, poprawiał, układał, zamawiał kobierce, arrasy, upiększał kogo i co się dało. Ale do rządzenia nijak nie miał polotu. W tym wyręczał go wuj - Karol de Valoi, znany z wszystkich wcześniejszych części. W końcu (nieformalnie) u szczytu władzy, Walezjusz mógł spełnić swe odwieczne pragnienia. Wzbogacał się na wszystkim co tylko można było spieniężyć, zaciągał długi i nie omieszkał nawet uzyskać znaczne sumy z rąk papieża. Jednym słowem - Valoi rządził!

Ciąg dalszy TUTAJ :)

piątek, 3 maja 2013

Matka i córka - Alberto Moravia

"Matka i córka" Moravii to bardzo ciekawa opowieść o wojennych losach pięknej, zaradnej wdowy Cesiry i jej osiemnastoletniej córki Rosetty. W roku 1943 panie opuściły Rzym i uciekły w rodzinne strony Cesiry - w góry w środkowym rejonie Włoch. Tam wraz z grupą uchodźców oczekiwały na przyjście aliantów, a potem starały się wrócić do Rzymu.

Moravia zastosował narrację pierwszoosobową. Pomysł to bardzo udany, bo niewykształcona, lecz bystra Cesira jest bardzo dobrą narratorką - rzetelnie opisuje rzeczywistość i szczodrze dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami. Ta prosta kobieta ma wiele zdrowego rozsądku, wie, że na wojnie giną ludzie najuczciwsi, najlepsi, natomiast różni cwaniacy wzbogacają się i stają się jeszcze gorsi.  Dalszy ciąg recenzji tutaj.