Jest wrzesień 1683 rok. Oczy całej
Europy zwrócone są na Wiedeń. Waży się być albo nie być chrześcijańskiej
Europy, a może nawet świata. U bram miasta stoją Turcy. Innocenty XI
modli się za powodzenie ofensywy, na której czele stoi polski król Jan
III Sobieski.
Tymczasem w pewnej
rzymskiej gospodzie z powodu śmierci jednego z podróżnych i podejrzenia
dżumy kilka osób zostaje odizolowanych od świata. Zamknięci w murach
gospody ciężko znoszą kwarantannę. Jakby tego było mało, zdarza się
kolejny wypadek. Na tajemniczą chorobę zapada właściciel gospody. W
obawie przed zaostrzeniem warunków odosobnienia goście ukrywają kolejny
przypadek choroby. Opat Atto Melani wraz z pomocnikiem właściciela
gospody rozpoczynają w tajemnicy przed pozostałymi śledztwo w sprawie
wyjaśnienia tajemniczej śmierci podróżnego (dżuma czy otrucie) oraz
niewytłumaczonego zachorowania właściciela gospody (upadek czy pobicie).
Wówczas okazuje się, iż żaden z nich nie jest tym, za kogo się podaje, a
dochodzenie prowadzone za pomocą tajemniczych poszukiwaczy relikwii w
rzymskich podziemiach ujawniają prawdę o intrygach finansowych i
spiskach politycznych. Na jaw wychodzą fakty, które rzucają nowe światło
na wydarzenia sprzed wieków. Okazuje się, że nie zawsze, ci których
historia uznała za obrońców idei tymi obrońcami byli.
Jeśli
receptą na poczytną powieść jest historyczne tło, znane nazwiska,
zdarzenia osnute tajemnicą, mnożące się zagadki, pobrzmiewające w tle
echa skandalu, choćby sprzed paru wieków, to Imprimatur stworzone
zostało zgodnie z ową receptą.
Czytając,
nie mogłam oprzeć się wrażeniu podobieństwa pomysłu Imprimatur do
Imienia róży Eco. Zarówno historyczne tło, jak i autentyczne postaci,
osoba prowadzącego dochodzenie opata oraz jego młodego pomocnika
zauroczonego piękną dziewczyną. No i labirynt. Tutaj labirynt
podziemnych przejść pod sercem Rzymu. A do tego akcja podzielona na
części (tutaj na dni, w Imieniu róży na pory dnia).
Pewne
podobieństwo też wykazuje Imprimatur do powieści Dana Browna, tyle, że
nie sądzę aby wzbudzała ona aż tak silne emocje. Niewielu oburzy
podważanie świętości papieża Innocentego XI na tyle, aby zaliczyć
powieść do obrazoburczych.
Mimo tych
podobieństw Imprimatur (oznaczające w kościelnych publikacjach
pozwolenie na druk i aprobatę władz) nie jest kompilacją obu wyżej
wymienionych powieści.
Autorzy
Monaldi i Sordi - para dziennikarzy przez kilka lat zbierała w różnych
archiwach i bibliotekach materiały historyczne, których analiza stanowi
tło powieści. Próba rozliczenia się z pewnym etapem historii jest bowiem
podłożem jej napisania. Wykorzystując w powieści zgromadzoną wiedzę
autorzy wplatają fikcyjne wątki w celu uatrakcyjnienia przekazu. Czy im
się to udało? – musicie ocenić sami. Moim zdaniem tak. Powieść
historyczna, która należy do moich ulubionych gatunków ma pobudzić
zainteresowanie opisywanym okresem dziejów i jego bohaterami. Powieść
nie ma zastępować podręcznika historii, ale pomóc zrozumieć pewne jej
mechanizmy. A jeśli jeszcze autorzy posiadają dar przeniesienia w
czasie, przekazania klimatu zarówno epoki, jak i miejsca to czytanie
sprawia tym większą przyjemność.
Dodatkowym
atutem jest dla mnie opis podziemnego Rzymu z gąszczem poplątanych
labiryntów, wysp, zbiorników wodnych, z jego tajemniczymi mieszkańcami, z
włazami, które prowadzą a to na Piazza Navona, a to pod Panteon, a to
pod dom papieskiego lekarza.
Poza
historią wyłaniającą się z kart powieści mamy bogaty rys obyczajowy.
Opisy strojów, gospody, postępowania w przypadku epidemii, mieszkańców
podziemi i najbardziej barwne opisy sztuki medycznej, które brzmią
równie archaicznie, choć nie tak drastycznie, jak wstawianie chorego do
pieca na trzy zdrowaśki są niezwykle interesujące.
Nie
wiem, na ile autentyczne są opisy serwowanych w gospodzie potraw, ale
czytanie ich pobudza kubki smakowe na tyle, iż należałoby sobie
przygotować na podorędziu odpowiedni zapas kanapek.
Tajemnice,
intrygi, autentyczni bohaterowie i Rzym, moje ukochane miasto w jego
barokowej oprawie to wszystko sprawiło, iż czytałam z dużą
przyjemnością. Książka odpowiada na pytanie, komu zależało na
zwycięstwie Turków pod Wiedniem i jest to odpowiedz (dla mnie)
zaskakująca. Czy prawdziwa? Należałoby pogłębić temat. Nie będę jej
zdradzać zachęcając zwolenników powieści historycznej do sięgnięcia po
książkę.
Moja ocena 5/6
Do
książki dołączona jest płyta z muzyką barokową. Muzyka odgrywa bardzo
dużą rolę w treści książki. Niestety nie było mi dane jej posłuchać,
gdyż książkę wypożyczyłam z biblioteki.
Gdyby ktoś był zainteresowany tematem polecam opinię Bazyla
skrajnie odmienną od mojej. Myślę, że dobrze przeczytać różne opinie,
aby podjąć decyzję, czy wam się może spodobać, czy raczej sobie
odpuścicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz