"Czas honoru” Jarosława Sokoła to książka, którą od dnia ukazania się w księgarniach chciałam przeczytać. Nie, nie oglądałam serialu i pewnie nie obejrzę, ale literatura przesiąknięta patriotyzmem, która nie opluwa polskości i naszego narodu, zawsze znajdzie do mnie drogę. A tak właśnie spodziewałam się znaleźć „Czas honoru”. Nie czytałam beletrystyki, która opowiadałaby o walce polskich żołnierzy z okupantem, pomijam tutaj „Czterech pancernych i psa” z wiadomych powodów.
Bronek, Janek, Michał i Władek. Arystokrata, syn rzemieślnika, dzieci lekarki i wojskowego. Różne charaktery i różne uzdolnienia. Cała czwórka trafia do Anglii, gdzie są szkoleni na skoczków, którzy zrzuceni do Polski mają pomagać ruchowi oporu w Ojczyźnie. Jako Cichociemni zasilają szeregi AK i pomagają rodakom w walce z okupantem. Dla Polaków są cenni niczym złoto, dla Niemców stanowią ogromne zagrożenie. Ich niezwykłe przygody, nie ukrywam, że czasami wydające się zbiegiem nieprawdopodobnych okoliczności, opisane są w sposób niezwykle wciągający, bez zbędnego patosu i tanich, emocjonalnych chwytów.
Opowieść o tamtych czasach, gdzie honor i Ojczyzn coś znaczyły, bardzo mi się podobała i życzyłabym sobie więcej takich powieści o nas Polakach dla nas Polaków. Jako, że nie mam porównania do innych książek, poza wspomnianymi już „Czterema pancernymi”, za którymi wiadomo jak ideologia stoi (ale ktorych, przyznaję, czytałam wielokrotnie), nie mogę napisać inaczej. Nie jest to powieść lepsza, czy gorsza w swoim gatunku, bo jest na razie jedyna.
„Czas honoru” to książka, która jest dobrze osadzona historycznie, wśród fikcyjnych osób i zdarzeń znajdziemy prawdziwe nazwiska i echa prawdziwych wojennych historii. Trochę dłużyła mi się opowieść aż do zrzutu grupy przyjaciół do Polski, ale z drugiej strony mogłam poznać ich historie i zrozumieć późniejsze motywy postepowania. Doceniam jednak to, że był to także pretekst, aby wspomnieć na przykład o o Starobielsku i Ostaszkowie, a także, aby napisać wprost o nienawiści Ukraińców do Polaków czy kulisach tworzenia Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii.
Bohaterowie nie są czarno-biali. Wśród Polaków znajdziemy tych odważnych, honorowych, a także kolaborantów, których wyznacznikiem działania była dbałość o własną kieszeń i chęć przeżycia za wszelka cenę, a raczej cenę innych żyć, które z łatwością mogli poświęcić. Niemcy zobrazowani są podobnie. Mamy typowych karierowiczów, także takich, którzy niepozbawieni są ludzkich słabości oraz tych, którzy chcą ta wojnę po prostu przetrwać.
Książka napisana jest językiem nieco uwspółcześnionym, ale o dziwo – nie raziło mnie to tym razem. Być może dzięki temu po lekturę sięgną chętnie i młodsi czytelnicy, a także osoby, które historią się nie pasjonują. Są pewne nieścisłości, jakieś literackie potknięcia, ale z powodu wymowy „Czasu honoru” jestem gotowa na nie przymknąć oko.
„Czas honoru” wciąga. Po połowie książki warczałam na wszystko, co utrudniało mi lekturę, ignorowałam głód i pragnienie, aby tylko nie uronić słowa, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co stało się dalej. Kibicowałam całej czwórce aż do ostatniej strony. I tu mogłabym popsioczyć na zakończenie, ale też tego nie uczynię. Tak – nie zadowala, ewidentnie sugeruje, że będzie ciąg dalszy. U mnie ten ciąg dalszy jednak stoi na półce i zaraz po niego sięgam.
Miałam ją kiedyś w planach, ale zaszyła się gdzieś w zakamarkach pamięci- dzięki za przypomnienie
OdpowiedzUsuń