Najnowsza książka niemieckiego prozaika, poety i eseisty, Hansa Magnusa Enzensbergera Hammerstein, czyli upór, opowiada o człowieku, który nieugięcie bronił swoich ideałów w obliczu jednego z najgorszych reżimów nowoczesnej Europy. Niemcy lat trzydziestych targane były niepokojami społecznymi, które - jak podczas zabawy w przeciąganie liny - ciągnęły kraj w dwa różne kierunki; komunizm ścierał się z rodzącym się faszyzmem. Zwolenników narodowego socjalizmu przybywało, a rządy Hitlera umacniały. Jednakże nie wszyscy popierali nową siłę. Jednym z tych, którzy stali w opozycji do Hitlera, był pochodzący ze szlacheckiej rodziny Kurt von Hammerstein-Equord, generał Reichswehry. Hammerstein przez długi czas konspirował przeciwko władzy, ale - dla dobra Państwa. Po roku 1933 (...) wykorzystywał swoją pozycję, aby chronić zagrożonych ludzi przed ingerencją gestapo. (...) Hammerstein organizował sobie dostęp do raportów tajnych służb, żeby wiedzieć, komu grozi aresztowanie. W czasie wojny zaangażowany był również w kilka spisków zawiązanych w celu obalenia tyrana. Enzensberger ukazuje losy rodziny Hammersteina na tle czasów przemian, nie tylko zachodzących w Niemczech, ale i w Rosji (bardzo ciekawy epizod o czystce w rosyjskiej armii). Również dzieci Hammersteina przeciwstawiały się rządom Hitlera; dwu synów (Ludwig i Kunrat) brało udział w spisku w celu wyeliminowania führera. Enzensberger opiera się na wielu źródłach historycznych. W książce wiele jest cytatów, i - co jest ciekawym zabiegiem - Enzensberger wprowadza "rozmowy pośmiertne" z osobami dramatu. Autor zamieszcza również wiele zdjęć osób, z rodziny i otoczenia generała. Mam tylko jeden maleńki zarzucik do autora - zamiast przedmowy dostałam jedno zdanie mówiące o tym, że przeczytam o rodzinie Hammersteina (generał, jego żona i siedmioro dzieci). Lubię przedmowy, bo dają mi szerszy pogląd; a tu, zostałam wrzucona w (wir) historię. Dalszych zarzutów nie mam, bo książka bardzo mi się podobała. Lubię literaturę dokumentalną, faktu oraz wszelkie historyczne opracowania. Jak uporam się z wciąż rosnącym (i dobrze;) stosem do przeczytania na już, sięgnę po Dziennik norymberski Gilberta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz