Dotąd niespecjalnie lubiłam
pisarstwo Waldemara Łysiaka, pewnie dlatego, że kojarzył mi się głównie z
Napoleonem, a czas podbojów cesarza Francuzów niespecjalnie mnie
interesuje – wolę starożytność i średniowiecze. Gdy trafiłam na Ostatnią kohortę,
czyli powieść osadzoną u schyłku cesarstwa rzymskiego, stwierdziłam, że
to coś akurat dla mnie, co może mnie do Autora przekonać.
Rzym broniony przed hordami najeźdźców z północy opiera się resztkami
sił. Kto może, czyli kogo stać na łapówki i nie ma skrupułów, ucieka, by
ocalić życie i choć resztki majątku. Jednym z patrycjuszy szukających
wyjścia z matni jest konsul Valerianus, który do ochrony rodziny i
mienia najmuje trybuna Fulviusza, kusząc tego najlepszego wodza
pożądanym celem ucieczki – odszukaniem zaginionego, już wtedy
legendarnego, ostatniego legionu, by móc poprowadzić go na odsiecz
Wiecznemu Miastu.
Więcej na blogu.
Raczej nie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na Candy Noworoczne, do wygrania książki : http://recenzje-kiti.blogspot.com/2012/12/candy-noworoczne.html